Miłego czytania!
******
- Witam na corocznej wystawie samochodów! Na koniec przedstawimy państwu
nasz klejnot – najnowszy, najszybszy, najpiękniejszy samochód świata. A co za
tym idzie, najdroższy – prowadzący tegoroczną wystawę był szczupłym, starszym
człowiekiem. Mówił to wszystko takim tonem jakby miał zamiar wydać swoją córkę
za mąż. Matt patrzył na niego. Będzie trochę trudniej niż przypuszczałem,
pomyślał.
-
Dziś mamy zaszczyt przedstawić takie perełki jak – tu zawiesił głos, a jakiś
chłopak złapał za płachtę przykrywającą jeden z samochodów. Po chwili ściągnął
ją, a wśród tłumu dało się usłyszeć ciche westchnienie. - Lamborghini
Murcielago LP640! Wspaniałe auto, prędkość stu kilometrów na godzinę osiąga w
czasie 3.8 sekundy! Jego maksymalna prędkość wynosi 340km/h, a pod maską kryje
silnik o mocy 640 koni.
Na Macie nie zrobiło to jakiegoś ogromnego wrażenia. Jego Lamborghini
również mogło jechać z taką prędkością, a nawet szybciej udawało mu się
osiągnąć szybkość stu kilometrów na godzinę.
- Za odpowiednią sumę każdy będzie mógł się nim przejechać – prowadzący
zaśmiał się po czym dał znak na zdjęcie kolejnej płachty. – A to oto cudeńko to
Koenigsegg CCX, szwedzki pojazd wyposażony w 4,7 litrowy
silnik V8 o mocy 806 koni mechanicznych, jest w stanie przekroczyć barierę 100
km/h w 3,1 sekundy! Potrafi osiągnąć prędkość 395 kilometrów na godzinę.
Wspaniała maszyna. Następny to SSC Ultimate Aero TT. Samochód, który każdy chciałby mieć. Do
setki rozpędza się w 2.78 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 415km/h. Ja na
pewno chciałbym mieć w garażu takie autko. Ale to nie wszystko. Bugatti
Veyron Super Sport – tu chłopak zdjął płachtę z ostatniego samochodu. Na to
właśnie Matt czekał. Wspaniałe, klejnot motoryzacji. – Perełka. Cudowny
samochód. Najwspanialszy. Jego maksymalna prędkość wynosi… 431 kilometrów na
godzinę! Jest to najszybszy samochód świata. Jeżeli ktoś chciałby go kupić,
musiałby zbierać na niego całe życie. Oczywiście mówię tu o zwykłych ludziach. – prowadzący mrugnął
do widzów, a oni zaśmiali się. – Oczywiście nim też za przyzwoitą sumę będzie
można się przejechać.
Matt już nie słuchał. Patrzył na Bugatti jak na ósmy cud świata. Widział
wiele pięknych samochodów. I wiele pragnął mieć. Ale tego pożądał. On musiał go mieć. I będzie go miał.
Jak on kochał to robić. Bugatti czekało na niego za „kulisami”. Przejścia
do niego pilnowało trzech strażników. Ale to nie problem. Matt powoli i po cichu
wyjął pistolet i wycelował w pierwszego. Mimo, że pistolet posiadał tłumik,
pozostała dwójka od razu zauważyła padającego towarzysza. Matt strzelił szybko
do pozostałej dwójki. Jeden z nich padł, lecz drugi rzucił się na ziemię, co
niestety pokrzyżowało trochę plany brunetowi. Mężczyzna szybko zgłosił coś w
swoim radiu i po chwili Matt usłyszał kroki innych strażników. Mnóstwo kroków.
Musiał się pośpieszyć.
Podbiegł do leżącego na ziemi strażnika i szybko wycelował prosto w jego czoło i pociągnął spust. Mężczyzna nawet nie zdążył krzyknąć. Wbiegł za kurtynę zasłaniającą
piękne maszyny i chwilę szukał wzrokiem Bugatti. Gdy w końcu go odnalazł
doskoczył do niego w mig. Szybko wsiadł do środka i zanurkował pod kierownicą.
Wyjął dwa kabelki, pomajstrował chwilę, po czym samochód zapalił. Matt podniósł
się i już wiedział, że odniósł sukces.
Trzy godziny i kilka trupów później Matt jechał już Bugatti do domu. Co
chwila patrzył w lusterko wsteczne. Nie to, że się bał, ale tak dla pewności.
Już on postarał się, żeby go nie ścigano. Powoli świtało. Jechało mu się bardzo
dobrze, nie było dużo samochodów na drogach. Do domu dojechał o godzinie
szóstej. Bardzo podobał mu się ten samochód. Łatwo było nim sterować, miał
ładne wnętrze, szybko się rozpędzał… Naprawdę mu się podobał.
Odstawiwszy samochód do garażu poszedł do siebie. Samochodem zajmą się
inni ludzi, a jego lamborghini przyprowadzi odpowiedni człowiek. On już wykonał swoją robotę. Był taki zmęczony… Kilka godzin jazdy,
dodatkowe jeszcze na zwinięcie Bugatti. Był cholernie
zmęczony. Poszedł od razu do swojej własnej łazienki i tam wziął prysznic.
Ubrania, które niefortunnie zabrudził krwią jednego ze strażników wyrzucił do
kosza. Wytarł się w puchaty ręcznik i wyszedł. Siódma rano. Jego goście nie
wstaną co najmniej przez dwie najbliższe godziny. Rzucił się, w ręczniku
owiniętym dookoła bioder, na łóżko i zasnął.
Obudziło go lekkie głaskanie po udzie. Zdecydowanie zbyt wysoko. Rozbudził się szybko i odwrócił się. Mike.
- Och, to ty. – mruknął pod nosem – Co tutaj robisz?
- Jaki entuzjazm… - Mike westchnął i zabrał rękę. Wiedział, że i tak nic
z tego nie będzie.
- Jestem zmęczony – brunet ziewnął i uniósł się. – Która godzina?
- Około dziesiątej.
Matt zerwał się i szybko wpadł do łazienki. Uczesał pośpiesznie włosy i
obmył twarz wodą. Nie zauważył nawet, że ręcznik spadł z jego bioder.
- No, no, no… Ale przedstawienie – Mike zagwizdał cicho i zachichotał.
Brunet się tym nie przejmował. Szybko rzucił na przyjaciela najbliższą
rzecz by zasłonić mu oczy. Tak się zdarzyło, że były to jego bokserki. To
wywołało kolejną salwę śmiechu. Gdy stał już w pełni ubrany spojrzał na
chłopaka wciąż siedzącego na jego łóżku.
- Nie rozumiem – powiedział – Jak ty to robisz że wciąż się tu zjawiasz?
Lord chyba wydał rozkaz, że ma się tu nikt nie pojawiać?
- Widzisz… Każdy ma swoje sposoby. Ty nigdy mi nie powiedziałeś jak
cztery lata temu zdobyłeś majtki Gabriele.
Matt uśmiechnął się szeroko.
- Może dobrze, że nie wiesz.
Wyszli z pokoju i skierowali się do kuchni. Tam wampiry już siedziały,
popijały kawę i dyskutowały o czymś w innym języku przeglądając papiery.
Usiedli przy nich, a Mike poszedł drobić kawę.
- Witaj, Matt – Marcel spojrzał na niego i uśmiechnął się. Chyba nie
pamiętał tego co zdarzyło się wczoraj lub nie przejmował się tym.
- Cześć – mruknął tylko chłopak lekko speszony, ponieważ przypomniał mu
się pocałunek przed wyruszeniem do Berlina. Taki głęboki i słodki.
- Co ty taki nie mrawy? Coś się nie udało? – spytał Charles patrząc mu w
oczy. Tak, ten osobnik jest nie do odgadnięcia. Raz się obraża, a na drugi
dzień pyta, czy coś się nie udało.
- Nie, nie, skąd. – od tego momentu nikt się nie odzywał, nie licząc
konwersacji między gośćmi w nieznanym Matt’owi języku. Przypuszczał, że był to
włoski.
Każdy dopił kawę i jakoś cicho się zrobiło. Po chwili Charles spojrzał poważnie
wprost na Matta.
- Dobrze, porozmawiajmy o tym, po co tu przyjechaliśmy.
Matt ucieszył się, ale nie dał po sobie tego poznać. Wreszcie!
Zaprowadził gości do pokoju pod schodami, gdzie zazwyczaj się odbywały takie
rozmowy. Pokój był dźwiękoszczelny i bardzo przytulny. I miał kilka schowków
tak na „wszelki wypadek”. I rzeczywiście, rozmawiali o tym, co powinno być
najważniejsze od ich przyjazdu. O tym jak wyglądać ma ich współpraca. Lord
przedstawił wszystkie warunki i korzyści brunetowi, a ten swym gościom. Mike
niestety nie mógł w tym uczestniczyć, więc został w kuchni.
Wampiry nie były zadowolone z jednego powodu. A konkretniej z tego, że
powinny wykonywać wszystko to, czego zapragnie Lord. Nigdy go nie widziały,
więc nie ufały mu i nie chciały zostać związane. Ale skoro zarządzał taką
wielką organizacją to musiał być człowiekiem znaczącym i takim, z kim warto
współpracować. Poza tym jednym punktem reszta, po długich negocjacjach, została
przyjęta.
- To mi naprawdę nie pasuje. Jesteśmy osobami wolnymi, nie mamy zamiaru
słuchać rozkazów jakiegoś dziadka. Rozumiem, że my w tym przymierzu mamy
również wiele korzyści, ale nie mogę się na to zgodzić. – Marcel pokręcił głową
z uporem.
Matt westchnął i splótł palce.
- Rozumiem… Zobaczę co da się z tym zrobić.
Przedyskutowali jeszcze sprawę osiedlenia.
- Jak wiesz, mieszkamy we Włoszech. Nie widzi nam się kilka razy w
tygodniu jeździć do Anglii na jakieś zebrania.
- Wiem, dlatego mamy pewną propozycję. – odparł Matt – Otóż, albo
spróbujemy wspólnymi siłami załatwić wam jakiś dom tutaj albo będziemy
porozumiewać się przez dzisiejsze cuda techniki jakimi są Internet czy telefon.
- Nie, nie, nie – Charles pokręcił głową – Nie ufam tym nowym maszynom,
każdy lepszy haker może się swobodnie przyglądać tym konwersacją. Chyba opcja
pierwsza jest bardziej satysfakcjonująca.
- Nie wątpię. Ale załatwienie dobrego dworku, który podobałby się wam
jest kwestią kilku tygodni czy nawet miesięcy.
- Przez ten czas możemy się wysilić na kilka podróży z Anglii do Włoch i
z powrotem.
Matt nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się.
- No to byłoby chyba na tyle… W razie pytań zawsze możecie mnie zapytać.
Marcel i Charles pokiwali zgodnie głowami i wstali. Matt za nimi. Poszedł
otworzyć drzwi i odwrócił się ku nim. Charles właśnie go minął wychodząc, a
Marcel stał i patrzył na niego. Nic nie mówiąc podszedł do niego i zamknął
drzwi. Złapał Matta za rękę i przyciągnął do siebie.
- Wiesz co… skoro mamy już omówioną całą sprawę… może się trochę
rozerwiemy? – spytał i potarł nosem po jego szyi. Matt odsunął się od niego i
prychnął cicho tylko. – Wiem, że tego chcesz, ale nie potrafisz tego okazać…
- Nie. Ja naprawdę nie chcę – powiedział Matt. Trochę denerwowało go to,
że znajdowali się w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu.
- Ciii, zaufaj mi, będzie przyjemnie. Będę jak najbardziej delikatny,
poważnie – zamruczał Mattowi do ucha powoli kładąc rękę na jego brzuchu.
Brunet czasami zastanawiał się, o co im chodzi. Nie dość, że Mike chciał
go mieć, to jeszcze Marcel. Mógł zrozumieć swojego przyjaciela, ale ten blond
wampir? Przecież może mieć każdego. Jak i również nie przyjechał tu po to, żeby
kogoś uwodzić, tylko żeby połączyć siły. Przez ten cały czas Matt zastanawiał
się, mimo wszystko, o co chodzi. Z tym wyjazdem nad morze, z ich piciem wódki
na podłodze w pokoju, z ich przyjaznym zachowaniem. A każdy ostrzegał, mówił,
że wampiry to krwiożercze bestie. Nic nie rozumiał. Ale póki go to omijało, to
olewał to. Ale teraz Marcel robił się zbyt natarczywy.
Matt mocno odepchnął mężczyznę i spojrzał najbardziej morderczym
wzrokiem, na jaki go było w tej chwili stać.
- Nie dotykaj mnie. Po prostu nie chcę, nie możesz tego pojąć? Nie
rozumiesz, że nie wszyscy na twój widok mdleją i tylko marzą by wskoczyć ci do
łóżka?
Marcel wydawał się zdziwiony tą reakcją, chociaż zaraz uśmiechnął się
kącikami ust.
- No dobrze. Ale jak będziesz miał ochotę to nie męcz się sam… Zapraszam
do mnie w każdej godzinie.
Wychodząc, blondyn zmierzwił włosy chłopakowi. Matt westchnął ciężko. Nie
mógł uwierzyć jak te pijawki go traktują. Trochę niemiło, ale przestał się już
tym przejmować. Ruszył za nim i znalazł wampiry w salonie, widocznie na niego
czekające.
- Matt – zaczął Charles podchodząc do niego i patrząc mu w oczy – Pomyśleliśmy
z Marcelem, że skoro uzgodniliśmy już warunki naszej umowy, zgadaliśmy się i
tak dalej to wypadałoby już jechać. Nie wypada nadwyrężać gościnności innych.
Brunet spojrzał na Marcela, już chciał zaprotestować… Ale przypomniał
sobie kim jest i kim są oni. Pokiwał więc głową ze zrozumieniem.
- Ależ oczywiście. Napiszcie jak już wrócicie, oraz oczywiście dajcie
znać kiedy wpadniecie znowu. Bardzo miło było was gościć – Matt uśmiechnął się
jak profesjonalista. W końcu nim, do cholery, był.
Mężczyźni, nic nie mówiąc ruszyli na górę. Matt nie wiedział skąd miał
pewność, ale przypuszczał, że zaraz wrócą. Rzeczywiście, po kilku minutach
zeszli z powrotem, trzymając w rękach torby.
- Było bardzo miło. Na pewno niedługo znów się spotkamy. Sprawę kupna
rezydencji w tych stronach możemy przedyskutować telefonicznie. Na razie –
Charles kiwnął głową w kierunku chłopaka po czym wyszedł przed rezydencję.
Marcel popatrzył dłużej na bruneta, po czym uśmiechnął się promiennie. Ach,
jaki to był piękny uśmiech.
- Do widzenia, Matt. Miło było cię poznać. Na pewno niedługo znów
przyjedziemy. W końcu teraz łączą nas wspólne interesy – pochylił się nad nim,
chcąc go pocałować. Matt odwrócił twarz tak, że Marcel tylko musnął jego
policzek. Mimo to mężczyzna nadal się uśmiechał. Wyprostował się i ruszył za
swoim towarzyszem. Matt poszedł za nimi, odprowadzając ich do limuzyny, którą
tu przyjechali. Niestety, miała przyciemniane szyby, a żaden z nich ich nie
otworzył okna. Matt czekał więc, aż znikną mu z oczu i wrócił do domu.
Ahhh. Kiedy się w końcu coś wydarzy pomiędzy Mattem i Marcelem. ;p Wydaje mi się, że czuje coś do wampira, ale boi się do tego przyznać. Odrzuca jego zaloty, głównie przez pracę i by stworzyć pozory. Ogólnie rozdział jest okej. ^^
OdpowiedzUsuń