czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 7



 Miłego czytania!
 
******
 
- Witam na corocznej wystawie samochodów! Na koniec przedstawimy państwu nasz klejnot – najnowszy, najszybszy, najpiękniejszy samochód świata. A co za tym idzie, najdroższy – prowadzący tegoroczną wystawę był szczupłym, starszym człowiekiem. Mówił to wszystko takim tonem jakby miał zamiar wydać swoją córkę za mąż. Matt patrzył na niego. Będzie trochę trudniej niż przypuszczałem, pomyślał.
- Dziś mamy zaszczyt przedstawić takie perełki jak – tu zawiesił głos, a jakiś chłopak złapał za płachtę przykrywającą jeden z samochodów. Po chwili ściągnął ją, a wśród tłumu dało się usłyszeć ciche westchnienie. - Lamborghini Murcielago LP640! Wspaniałe auto, prędkość stu kilometrów na godzinę osiąga w czasie 3.8 sekundy! Jego maksymalna prędkość wynosi 340km/h, a pod maską kryje silnik o mocy 640 koni.
Na Macie nie zrobiło to jakiegoś ogromnego wrażenia. Jego Lamborghini również mogło jechać z taką prędkością, a nawet szybciej udawało mu się osiągnąć szybkość stu kilometrów na godzinę.
- Za odpowiednią sumę każdy będzie mógł się nim przejechać – prowadzący zaśmiał się po czym dał znak na zdjęcie kolejnej płachty. – A to oto cudeńko to Koenigsegg CCX, szwedzki pojazd wyposażony w 4,7 litrowy silnik V8 o mocy 806 koni mechanicznych, jest w stanie przekroczyć barierę 100 km/h w 3,1 sekundy! Potrafi osiągnąć prędkość 395 kilometrów na godzinę. Wspaniała maszyna. Następny to SSC Ultimate Aero TT. Samochód, który każdy chciałby mieć. Do setki rozpędza się w 2.78 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 415km/h. Ja na pewno chciałbym mieć w garażu takie autko. Ale to nie wszystko. Bugatti Veyron Super Sport – tu chłopak zdjął płachtę z ostatniego samochodu. Na to właśnie Matt czekał. Wspaniałe, klejnot motoryzacji. – Perełka. Cudowny samochód. Najwspanialszy. Jego maksymalna prędkość wynosi… 431 kilometrów na godzinę! Jest to najszybszy samochód świata. Jeżeli ktoś chciałby go kupić, musiałby zbierać na niego całe życie. Oczywiście mówię tu o zwykłych ludziach. – prowadzący mrugnął do widzów, a oni zaśmiali się. – Oczywiście nim też za przyzwoitą sumę będzie można się przejechać.
Matt już nie słuchał. Patrzył na Bugatti jak na ósmy cud świata. Widział wiele pięknych samochodów. I wiele pragnął mieć. Ale tego pożądał. On musiał go mieć. I będzie go miał.
 
 
Jak on kochał to robić. Bugatti czekało na niego za „kulisami”. Przejścia do niego pilnowało trzech strażników. Ale to nie problem. Matt powoli i po cichu wyjął pistolet i wycelował w pierwszego. Mimo, że pistolet posiadał tłumik, pozostała dwójka od razu zauważyła padającego towarzysza. Matt strzelił szybko do pozostałej dwójki. Jeden z nich padł, lecz drugi rzucił się na ziemię, co niestety pokrzyżowało trochę plany brunetowi. Mężczyzna szybko zgłosił coś w swoim radiu i po chwili Matt usłyszał kroki innych strażników. Mnóstwo kroków. Musiał się pośpieszyć.
Podbiegł do leżącego na ziemi strażnika i szybko wycelował prosto w jego czoło i pociągnął spust. Mężczyzna nawet nie zdążył krzyknąć. Wbiegł za kurtynę zasłaniającą piękne maszyny i chwilę szukał wzrokiem Bugatti. Gdy w końcu go odnalazł doskoczył do niego w mig. Szybko wsiadł do środka i zanurkował pod kierownicą. Wyjął dwa kabelki, pomajstrował chwilę, po czym samochód zapalił. Matt podniósł się i już wiedział, że odniósł sukces.
 
Trzy godziny i kilka trupów później Matt jechał już Bugatti do domu. Co chwila patrzył w lusterko wsteczne. Nie to, że się bał, ale tak dla pewności. Już on postarał się, żeby go nie ścigano. Powoli świtało. Jechało mu się bardzo dobrze, nie było dużo samochodów na drogach. Do domu dojechał o godzinie szóstej. Bardzo podobał mu się ten samochód. Łatwo było nim sterować, miał ładne wnętrze, szybko się rozpędzał… Naprawdę mu się podobał.
Odstawiwszy samochód do garażu poszedł do siebie. Samochodem zajmą się inni ludzi, a jego lamborghini przyprowadzi odpowiedni człowiek. On już wykonał swoją robotę. Był taki zmęczony… Kilka godzin jazdy, dodatkowe jeszcze na zwinięcie Bugatti. Był cholernie zmęczony. Poszedł od razu do swojej własnej łazienki i tam wziął prysznic. Ubrania, które niefortunnie zabrudził krwią jednego ze strażników wyrzucił do kosza. Wytarł się w puchaty ręcznik i wyszedł. Siódma rano. Jego goście nie wstaną co najmniej przez dwie najbliższe godziny. Rzucił się, w ręczniku owiniętym dookoła bioder, na łóżko i zasnął.
Obudziło go lekkie głaskanie po udzie. Zdecydowanie zbyt wysoko. Rozbudził się szybko i odwrócił się. Mike.
- Och, to ty. – mruknął pod nosem – Co tutaj robisz?
- Jaki entuzjazm… - Mike westchnął i zabrał rękę. Wiedział, że i tak nic z tego nie będzie.
- Jestem zmęczony – brunet ziewnął i uniósł się. – Która godzina?
- Około dziesiątej.
Matt zerwał się i szybko wpadł do łazienki. Uczesał pośpiesznie włosy i obmył twarz wodą. Nie zauważył nawet, że ręcznik spadł z jego bioder.
- No, no, no… Ale przedstawienie – Mike zagwizdał cicho i zachichotał.
Brunet się tym nie przejmował. Szybko rzucił na przyjaciela najbliższą rzecz by zasłonić mu oczy. Tak się zdarzyło, że były to jego bokserki. To wywołało kolejną salwę śmiechu. Gdy stał już w pełni ubrany spojrzał na chłopaka wciąż siedzącego na jego łóżku.
- Nie rozumiem – powiedział – Jak ty to robisz że wciąż się tu zjawiasz? Lord chyba wydał rozkaz, że ma się tu nikt nie pojawiać?
- Widzisz… Każdy ma swoje sposoby. Ty nigdy mi nie powiedziałeś jak cztery lata temu zdobyłeś majtki Gabriele.
Matt uśmiechnął się szeroko.
- Może dobrze, że nie wiesz.
Wyszli z pokoju i skierowali się do kuchni. Tam wampiry już siedziały, popijały kawę i dyskutowały o czymś w innym języku przeglądając papiery. Usiedli przy nich, a Mike poszedł drobić kawę.
- Witaj, Matt – Marcel spojrzał na niego i uśmiechnął się. Chyba nie pamiętał tego co zdarzyło się wczoraj lub nie przejmował się tym.
- Cześć – mruknął tylko chłopak lekko speszony, ponieważ przypomniał mu się pocałunek przed wyruszeniem do Berlina. Taki głęboki i słodki.
- Co ty taki nie mrawy? Coś się nie udało? – spytał Charles patrząc mu w oczy. Tak, ten osobnik jest nie do odgadnięcia. Raz się obraża, a na drugi dzień pyta, czy coś się nie udało.
- Nie, nie, skąd. – od tego momentu nikt się nie odzywał, nie licząc konwersacji między gośćmi w nieznanym Matt’owi języku. Przypuszczał, że był to włoski.
Każdy dopił kawę i jakoś cicho się zrobiło. Po chwili Charles spojrzał poważnie wprost na Matta.
- Dobrze, porozmawiajmy o tym, po co tu przyjechaliśmy.
Matt ucieszył się, ale nie dał po sobie tego poznać. Wreszcie! Zaprowadził gości do pokoju pod schodami, gdzie zazwyczaj się odbywały takie rozmowy. Pokój był dźwiękoszczelny i bardzo przytulny. I miał kilka schowków tak na „wszelki wypadek”. I rzeczywiście, rozmawiali o tym, co powinno być najważniejsze od ich przyjazdu. O tym jak wyglądać ma ich współpraca. Lord przedstawił wszystkie warunki i korzyści brunetowi, a ten swym gościom. Mike niestety nie mógł w tym uczestniczyć, więc został w kuchni.
Wampiry nie były zadowolone z jednego powodu. A konkretniej z tego, że powinny wykonywać wszystko to, czego zapragnie Lord. Nigdy go nie widziały, więc nie ufały mu i nie chciały zostać związane. Ale skoro zarządzał taką wielką organizacją to musiał być człowiekiem znaczącym i takim, z kim warto współpracować. Poza tym jednym punktem reszta, po długich negocjacjach, została przyjęta.
- To mi naprawdę nie pasuje. Jesteśmy osobami wolnymi, nie mamy zamiaru słuchać rozkazów jakiegoś dziadka. Rozumiem, że my w tym przymierzu mamy również wiele korzyści, ale nie mogę się na to zgodzić. – Marcel pokręcił głową z uporem.
Matt westchnął i splótł palce.
- Rozumiem… Zobaczę co da się z tym zrobić.
Przedyskutowali jeszcze sprawę osiedlenia.
- Jak wiesz, mieszkamy we Włoszech. Nie widzi nam się kilka razy w tygodniu jeździć do Anglii na jakieś zebrania.
- Wiem, dlatego mamy pewną propozycję. – odparł Matt – Otóż, albo spróbujemy wspólnymi siłami załatwić wam jakiś dom tutaj albo będziemy porozumiewać się przez dzisiejsze cuda techniki jakimi są Internet czy telefon.
- Nie, nie, nie – Charles pokręcił głową – Nie ufam tym nowym maszynom, każdy lepszy haker może się swobodnie przyglądać tym konwersacją. Chyba opcja pierwsza jest bardziej satysfakcjonująca.
- Nie wątpię. Ale załatwienie dobrego dworku, który podobałby się wam jest kwestią kilku tygodni czy nawet miesięcy.
- Przez ten czas możemy się wysilić na kilka podróży z Anglii do Włoch i z powrotem.
Matt nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się.
- No to byłoby chyba na tyle… W razie pytań zawsze możecie mnie zapytać.
Marcel i Charles pokiwali zgodnie głowami i wstali. Matt za nimi. Poszedł otworzyć drzwi i odwrócił się ku nim. Charles właśnie go minął wychodząc, a Marcel stał i patrzył na niego. Nic nie mówiąc podszedł do niego i zamknął drzwi. Złapał Matta za rękę i przyciągnął do siebie.
- Wiesz co… skoro mamy już omówioną całą sprawę… może się trochę rozerwiemy? – spytał i potarł nosem po jego szyi. Matt odsunął się od niego i prychnął cicho tylko. – Wiem, że tego chcesz, ale nie potrafisz tego okazać…
- Nie. Ja naprawdę nie chcę – powiedział Matt. Trochę denerwowało go to, że znajdowali się w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu.
- Ciii, zaufaj mi, będzie przyjemnie. Będę jak najbardziej delikatny, poważnie – zamruczał Mattowi do ucha powoli kładąc rękę na jego brzuchu.
Brunet czasami zastanawiał się, o co im chodzi. Nie dość, że Mike chciał go mieć, to jeszcze Marcel. Mógł zrozumieć swojego przyjaciela, ale ten blond wampir? Przecież może mieć każdego. Jak i również nie przyjechał tu po to, żeby kogoś uwodzić, tylko żeby połączyć siły. Przez ten cały czas Matt zastanawiał się, mimo wszystko, o co chodzi. Z tym wyjazdem nad morze, z ich piciem wódki na podłodze w pokoju, z ich przyjaznym zachowaniem. A każdy ostrzegał, mówił, że wampiry to krwiożercze bestie. Nic nie rozumiał. Ale póki go to omijało, to olewał to. Ale teraz Marcel robił się zbyt natarczywy.
Matt mocno odepchnął mężczyznę i spojrzał najbardziej morderczym wzrokiem, na jaki go było w tej chwili stać.
- Nie dotykaj mnie. Po prostu nie chcę, nie możesz tego pojąć? Nie rozumiesz, że nie wszyscy na twój widok mdleją i tylko marzą by wskoczyć ci do łóżka?
Marcel wydawał się zdziwiony tą reakcją, chociaż zaraz uśmiechnął się kącikami ust.
- No dobrze. Ale jak będziesz miał ochotę to nie męcz się sam… Zapraszam do mnie w każdej godzinie.
Wychodząc, blondyn zmierzwił włosy chłopakowi. Matt westchnął ciężko. Nie mógł uwierzyć jak te pijawki go traktują. Trochę niemiło, ale przestał się już tym przejmować. Ruszył za nim i znalazł wampiry w salonie, widocznie na niego czekające.
- Matt – zaczął Charles podchodząc do niego i patrząc mu w oczy – Pomyśleliśmy z Marcelem, że skoro uzgodniliśmy już warunki naszej umowy, zgadaliśmy się i tak dalej to wypadałoby już jechać. Nie wypada nadwyrężać gościnności innych.
Brunet spojrzał na Marcela, już chciał zaprotestować… Ale przypomniał sobie kim jest i kim są oni. Pokiwał więc głową ze zrozumieniem.
- Ależ oczywiście. Napiszcie jak już wrócicie, oraz oczywiście dajcie znać kiedy wpadniecie znowu. Bardzo miło było was gościć – Matt uśmiechnął się jak profesjonalista. W końcu nim, do cholery, był.
Mężczyźni, nic nie mówiąc ruszyli na górę. Matt nie wiedział skąd miał pewność, ale przypuszczał, że zaraz wrócą. Rzeczywiście, po kilku minutach zeszli z powrotem, trzymając w rękach torby.
- Było bardzo miło. Na pewno niedługo znów się spotkamy. Sprawę kupna rezydencji w tych stronach możemy przedyskutować telefonicznie. Na razie – Charles kiwnął głową w kierunku chłopaka po czym wyszedł przed rezydencję. Marcel popatrzył dłużej na bruneta, po czym uśmiechnął się promiennie. Ach, jaki to był piękny uśmiech.
- Do widzenia, Matt. Miło było cię poznać. Na pewno niedługo znów przyjedziemy. W końcu teraz łączą nas wspólne interesy – pochylił się nad nim, chcąc go pocałować. Matt odwrócił twarz tak, że Marcel tylko musnął jego policzek. Mimo to mężczyzna nadal się uśmiechał. Wyprostował się i ruszył za swoim towarzyszem. Matt poszedł za nimi, odprowadzając ich do limuzyny, którą tu przyjechali. Niestety, miała przyciemniane szyby, a żaden z nich ich nie otworzył okna. Matt czekał więc, aż znikną mu z oczu i wrócił do domu.

1 komentarz:

  1. Ahhh. Kiedy się w końcu coś wydarzy pomiędzy Mattem i Marcelem. ;p Wydaje mi się, że czuje coś do wampira, ale boi się do tego przyznać. Odrzuca jego zaloty, głównie przez pracę i by stworzyć pozory. Ogólnie rozdział jest okej. ^^

    OdpowiedzUsuń