środa, 14 maja 2014

Rozdział 18

6 komentarzy:
Zapraszam :)
A tak, zapomniałam dodać, że dochodzimy już do rozdziałów, w których będzie się więcej dziać na tle seksualnym, więc jeśli to komuś przeszkadza to... Wypraszam :)




Kiedy Matt wyszedł z łazienki, przetrzepując dłonią mokre włosy, dojrzał siedzącego na jego łóżku Marcela. Wampir ułożył się wygodnie, podpierając się z tyłu ręką.
- Słyszałem, że spodobał ci się prezent od Michaela.
- Tak – odpowiedział po prostu Matt i oparł się o drzwi łazienki. Założył ramiona na piersi. Jeśli Marcelowi się coś nie podobało to niech mu to od razu powie. Spotykał się już nie raz z krytyczną oceną swoich praktyk i upodobań i już się do tego przyzwyczaił.
- Dobrze wiedzieć co lubisz. Tak na przyszłość. – Marcel uśmiechnął się szeroko do chłopaka i poklepał miejsce obok siebie. – A słysząc dźwięki wydobywające się z piwnicy wiem, że nie chciałbym ci podpaść.
Matt parsknął rozbawiony. Nie tego się spodziewał, ale w sumie nie rozmawiał ze zwykłym człowiekiem. Ba, nawet nie z jakimkolwiek człowiekiem. Usiadł posłusznie obok wampira i poprawił ręcznik.
- To postaraj się nie podpadać – Matt odwzajemnił uśmiech, a Marcel przesunął się bliżej niego. Chłopak był w dobrym humorze, więc łaskawie się nie odsunął, ale uniósł brew. – Co ty robisz?
Marcel nie odpowiedział tylko pochylił się nad nim i złączył ich wargi. Matt instynktownie zamknął oczy i poddał się pieszczocie, nie myśląc wiele nad tym co robi. Było mu przecież dobrze, był zadowolony, więc czemu miałby protestować przeciwko kolejnej dawce przyjemności? Wsunął nawet palce w długie i miękkie włosy mężczyzny i przysunął go bliżej. Rozchylił usta i pozwolił Marcelowi, by wsunął w nie język. Przez krótką chwilę walczyli o dominację, jednak Matt szybko jęknął i się poddał. W pewnym momencie nawet zahaczył językiem o jeden z kłów Marcela i obaj poczuli krew w ustach. Nie przerwali jednak pocałunku, żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Marcel nawet zaczął powoli ssać jego język.
W końcu brunet poczuł, że brakuje mu powietrza i odsunął się od Marcela. Położył mu dłoń na piersi i szybko łapał powietrze. Spojrzał na niego z uśmiechem.
- Co to miało być?
- Pomyślałem, że przyda ci się zrelaksowanie w inny sposób. W końcu cały dzień spędziłeś na dość energochłonnym zajęciu. – Marcel wzruszył ramionami i położył mu dłoń na kolanie, a Matt parsknął śmiechem.
- Oszalałeś? Po tym „energochłonnym zajęciu” jestem bardziej wypoczęty niż po dziesięciu godzinach snu . – Matt powoli zabrał swą dłoń z ciała mężczyzny i wstał, zrzucając z siebie jego. – Odwróć się, muszę się ubrać.
- Nie masz wstydu na torturowanie bez skrupułów jakiegoś faceta, ale na przebieranie się przede mną już tak. I kto tu oszalał – Marcel prychnął, ale posłusznie odwrócił wzrok. Matt pokręcił rozbawiony głową i sięgnął po ubranie. Może rzeczywiście przesadzał, ale to było jego ciało i nie lubił jak ktoś je oglądał. A szczególnie Marcel. Zdawał sobie bowiem wtedy sprawę z tego jak nędznie musi wyglądać. Martwił się również, że gdy Marcel go zobaczy to zda sobie w końcu sprawę, jaki jest nieatrakcyjny.
Naciągnął na siebie czarny podkoszulek i tego samego koloru lekko obcisłe spodnie, wcześniej dyskretnie wciągając bieliznę pod ręcznikiem. Zakładając skarpetki usiadł ponownie obok Marcela, który oczywiście patrzył się prosto na niego. Brunet przechylił lekko głowę przyglądając się ustom wampira.
- Na co się tak patrzysz? Masz ochotę na powtórkę? – Marcel uśmiechnął się sugestywnie i oblizał powoli usta.
- Nie – Matt prychnął. Skończył już zakładać skarpetki i opuścił nogi na podłogę – Zastanawiam się jak to jest, że twoje kły wydają się normalne, ale są tak cholernie ostre?
Marcel wydawał się być zdziwiony tym pytaniem. Po chwili jednak zaśmiał się i poprawił na łóżku.
- A co, myślałeś, że wampiry chodzą z wielkimi jak u psów kłami? Taak, na pewno nikt nie zwróciłby na nas uwagi – Wyraźnie był rozbawiony. – A musimy przecież jakoś się dostać do tych pięknych, pełnych życiodajnego płynu żył. Więc są ostre, ale wyglądają względnie normalnie. Może są odrobinę większe niż u ludzi – Marcel wzruszył tylko ramionami.
Chłopak siedział w ciszy i się nad czymś zastanawiał. Co chwila marszczył brwi. Marcel już miał się zapytać o co mu chodzi, ale w tym samym czasie przysunął się bardzo blisko niego i bezceremonialnie uniósł jego wargę, przyglądając się zębom. Marcel nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Zaczynasz bawić się w mojego dentystę?
- Bardzo zabawne - Matt potrząsnął głową i przyłożył opuszek palca pod jego kieł. Tak jak się spodziewał, szybko poleciała z niego krew. Chciał zabrać rękę i ją zetrzeć, ale Marcel był szybszy. Chwycił jego nadgarstek i zlizał czerwony płyn z cichym westchnieniem.
- Kiedy ostatnio piłeś? – Matt wyrwał rękę z ust wampira i otarł palec o spodnie. Nie będzie sobie pozwalał, wampir jeden!
- Całkiem dawno. Powinienem chyba niedługo znaleźć sobie jakąś niewinną osóbkę – spojrzał na chłopaka  z szerokim uśmiechem. – Chcesz nią być?
- Chyba nie pasuję do określenia „niewinnej”.
- To nic, dla ciebie zrobię wyjątek. – Marcel powoli przesunął dłonią po kolanie Matta. Ten westchnął ciężko i zrzucił jego dłoń.
- Ale ty jesteś nachalny.
- Bo niedopieszczony. Potrzebuję uczucia – Marcel ponownie pochylił się nad brunetem i powoli zaczął skubać jego szyję.
- I może mojej krwi w prezencie? Jeszcze czego – Matt wstał i spojrzał ostro na wampira. Po chwili jednak jego wzrok złagodniał, a twarz rozpromienił uśmiech, gdy wpadł na pewien pomysł. – Dam ci jej – Marcel wyglądał jak dziecko, któremu ktoś oferuje wyjazd do Disneylandu. Ale Matt jeszcze nie skończył – o ile powiesz mi wszystko o wampirach. – Chłopak oparł dłonie na ramionach mężczyzny i uśmiechnął się słodko. – Wasze umiejętności, skłonności, potrzeby, słabe strony… Wszystko.
Marcel nie wydawał się zachwycony, więc Matt przeniósł jedną dłoń na policzek wampira i delikatnie ucałował kącik jego ust. Westchnął w nie lekko i dodał:
- Będę bardzo wdzięczny. Bardzo.
Marcel odsunął się od niego z podejrzliwym wyrazem twarzy, choć Matt był pewien, że to tylko teatralne uczucie.
- A kiedy ty się taki chętny zrobiłeś?
- A co, przeszkadza ci to? – Matt uniósł brew i odsunął się. – Jak nie chcesz to nie, znajdź sobie inne źródło krwi, mi nie zależy – aby podkreślić swoje ostatnie słowa prychnął i odwrócił się do biurka, przesuwając po nim jakieś kartki i udając obojętnego.
- No dobra, co mi szkodzi. Chodź, usiądź mi na kolankach i wszystko ci opowiem.
Chłopak roześmiał się, słysząc to.
- Masz jakieś zboczenia pedofilskie?
- Nie – Marcel wyglądał na oburzonego. – O co ty mnie podejrzewasz? W życiu nie tknąłem dziecka. – Matt założył ramiona na piersi, a Marcel podrapał się po głowie. – Znaczy, pod względem seksualnym. Nie będę się wypierać paru…
Dostrzegł wzrok Matta i urwał. Chłopak parsknął śmiechem.
- Przypominam, że w świetle prawa ja nadal jestem dzieckiem. A jak do tej pory zdążyłeś mnie tknąć już… wiele razy – spojrzał sugestywnie na siedzącego na jego łóżku mężczyznę i oparł się biodrami o biurko.
- Chodziło mi o młodsze „dzieci”.
- Nieważne – Matt machnął ręką – Opowiadaj.
- Nie wiem od czego zacząć, jest tego sporo. Może będziesz pytał? I najlepiej usiądź obok, jak jesteś tak daleko to mogę niedosłyszeć pytania. Starość, nie radość...
Matt wywrócił oczami, lecz zaraz uśmiechnął się dyskretnie.
- Jak chcesz, to sam podejdź. Będziesz lepiej słyszeć – odparł obojętnie. Marcel na sekundę się zawahał, ale chwilę później już był mniej niż pół metra od niego. Oparł dłonie na biurku blisko jego bioder.
- No to teraz powinienem wszystko dosłyszeć – pochylił się nad brunetem, a ten jednocześnie się odsunął do tyłu.
- Dobra – mruknął Matt niewygodnie odchylony – To może zaczniesz od tego co potraficie?
Marcel uśmiechnął się szeroko. Przesunął powoli dłonią po biodrze Matta, a wzrokiem po jego ustach.
- Jak wiesz, jesteśmy szybcy. Nawet całkiem bardzo, porównując do normalnych ludzi. Może nie udałoby nam się prześcignąć sportowego auta, ale szybciej niż on się rozpędzamy – Matt wydawał się rozbawiony porównaniem wampirów do jego ukochanych samochodów, ale nic nie powiedział. Nie chciał przerywać, więc słuchał uważnie nie zwracając uwagi na dłonie i wzrok Marcela. Ten zaś kontynuował: - Nie musimy jeść normalnego jedzenia, pić normalnego picia czy nawet oddychać. Z tego ostatniego jest wielki pożytek, szczególnie w wodzie i na wysokościach – uśmiechnął się szeroko, jakby do swoich wspomnień – Mamy również sporo siły, jesteśmy dużo bardziej wytrzymali niż ludzie, sprawniejsi, zwinniejsi, dobrze widzimy w nocy i jesteśmy piękni.
Matt spojrzał na uśmiechniętą twarz Marcela i pokiwał głową.
- To ostatnie zauważyłem. Charles ma najpiękniejsze oczy jakie widziałem.
Wampirowi zrzedła trochę mina, ale udał, że nie słyszał odpowiedzi chłopaka.
- Jest jeszcze jedno. Rany bardzo szybko się na nas leczą, choć jednocześnie bardzo trudno nam je zdobyć. To tyle jeśli chodzi o umiejętności. Wbrew temu co ludzie myślą, nie potrafimy czytać w myślach, przewidywać przyszłości czy bóg wie co jeszcze. Po prostu żyjemy długo, możemy więc obserwować zachowania innych. Stąd czasem można łatwo przewidzieć nam wiele spraw – wzruszył ramionami i pogładził Matta po boku.
- Okej, dobra – chłopak uniósł się na rękach i usiadł na biurku. Zrobiło mu się już niewygodnie, gdy cały czas stał wygięty w tył. Odsunął się jak najbliżej ściany, kolanami przeszkadzając Marcelowi w zbliżeniu się do niego. – To teraz możesz mi opowiedzieć o waszych słabych stronach.
Marcel westchnął lekko i położył dłonie na jego udach.
- Jak już kiedyś wspominałem, słońce nie robi nam szkód. Ja je osobiście uwielbiam. Ale to jest tak jak u ludzi z nocą. Niektórzy z was wprost kochają księżyc, gwiazdy, nocne niebo. Ale musicie spać, więc robicie to w nocy. Bez słońca znacznie gorzej widzicie, potykacie się, boicie się cieni. Po prostu jesteście dziećmi dnia, dzień to wasza pora do życia. Wampiry zaś na odwrót. Za dnia mamy znacznie gorszą koordynację ruchową, mniej siły, szybciej się męczymy, słabiej widzimy przez to oślepiające słońce i takie tam. W nocy mamy pełną sprawność. Co nie znaczy, że w dzień jesteśmy słabi czy powolni – Marcel uśmiechnął się i jako dowód szybko rozchylił kolana Matta. Chłopak próbował z powrotem je złączyć, ale Marcel trzymał mocno. – Spokojnie, przecież masz na sobie spodnie – wampir wsunął się między jego nogi i złapał chłopca za pośladki, jednocześnie przyciągając go na sam skraj biurka. Matt westchnął zaskoczony i musiał podeprzeć się z tyłu ręką, by się nie przewrócić. Zarumienił się zawstydzony, gdyż w jednej chwili między jego nogami znalazło się krocze Marcela, które swoją drogą dzieliło od jego tylko kilka warstw materiału. Cały czerwony położył dłonie na piersi Marcela chcąc go odepchnąć i odsunąć się. Nic jednak nie mógł zdziałać. Marcel pochylił się i polizał płatek jego ucha. – A przynajmniej na razie – mruknął w nie, a Matt poczuł dreszcze na całym ciele. Nie mógł się skupić na wypowiedzi wampira, więc nie od razu zrozumiał o co mu chodzi. Ale gdy już do niego doszedł sens tych słów, otrząsnął się i trzasnął mężczyznę w ramię.
- Odwal się – syknął i zacisnął dłoń na długich włosach Marcela. Pociągnął za nie, a wampir się skrzywił. Matt poczuł satysfakcję i obiecał sobie, że zapamięta, iż chociaż to go boli. Gdy mężczyzna się od niego odsunął, wykorzystał to i zszedł się z biurka. Nie chciał znów zostać osaczony. Stał więc teraz na środku pokoju, nieograniczany przez żadną powierzchnię pionową. Bardzo nie podobało mu się nachalne zachowanie Marcela, ale musiał przyznać, że pochlebiało mu jego żywe zainteresowanie nim. Nawet, jeśli było to czysto cielesne. W sumie… Szczególnie jeśli było to czysto cielesne.
Marcel jak gdyby nigdy nic usiadł na poprzednim miejscu Matta i kontynuował swój wywód.
- Co do innych słabości, to jest nimi na przykład srebro – Marcel aż się wzdrygnął – Pali nas, osłabia, rany po nim leczy się tygodniami. Sproszkowany i sypnięty w oczy może nas na pewną chwilę oślepić – widząc minę Matta dodał: - ale nie próbowałbym tego, ponieważ gdy wampir się zregeneruje pozostaje tylko wkurwiony. Podobne działanie ma zimne żelazo, takie nieprzekuwane. Drewniany kołek w sercu nie jest prawdą. Nie zabija nas, co najwyżej… hmm… unieruchamia dopóki pozostaje na swoim miejscu. Odcięcie głowy jest niestety równoznaczne ze śmiercią, ale kto bez głowy przeżyje? – Marcel zaśmiał się - Oczywiście jest jeszcze ogień, ale to nie tak, że ledwo nas iskra muśnie to spalamy się niczym kartka papieru – Marcel uśmiechnął się lekko, ale nie tłumaczył dalej. Otworzył usta, by coś powiedzieć, lecz nie wydobyło się z nich żadne słowo. Zmarszczył brwi, zastanawiając się. – Znajomi mówili mi również, że nie możemy wejść do miejsc świętych, większych kościołów, bazylik… Ale niestety nie sprawdziłem tego na sobie, nigdy mnie do nich nie ciągnęło – Marcel wzruszył ramionami, a Matt zachichotał. – A resztę bzdur takich jak zakopanie, woda święcona, czosnek, krzyże, cytryny i kamienie można włożyć między bajki.
Matt pokiwał powoli głową. Musiał sobie to wszystko ułożyć. Czyli tak. Odcięcie głowy je zabija, ogień je zabija. Reszta tylko osłabia. Srebro i zimne żelazo - osłabia. Drewniany kołek unieruchamia. Święte sanktuaria nie pozwalają do siebie wejść.
I to tyle.
Matt zmarszczył brwi. Tylko tyle?! Te cholerne wampiry mają z tego więcej korzyści, niż strat!
- A, właśnie, zapomniałbym. Krew – Marcel podszedł do Matta, który stał zamyślony i przejechał palcami po jego odsłoniętej szyi. – Krew jest naszym paliwem. Musimy ją pić, gdyż sami jej nie produkujemy, nasze serca nie biją. Świeża, gorąca krew prosto od człowieka sprawia, że nasze ciała również się nagrzewają. Zimna, zabrana z paczki w lodówce chłodzi nasze ciała. Wampiry mogą również pić krew zwierzęcą, ale jest ona ohydna, smakuje jak pomyje.
Marcel skrzywił się i pochylił nad szyją Matta. Chłopak tylko westchnął i odchylił głowę w bok, czując na niej jego język.
- To już wszystko – mruknął blondyn wprost w jego szyję.
- W takim razie chodź – Matt odsunął się i, łapiąc go za dłoń, pociągnął w stronę łóżka.