wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 19

3 komentarze:
Dobra wiadomość jest taka, że mój brat wrócił zza granicy i mam swojego laptopa z powrotem! (cieszmy się wszyscy i radujmy) To oznacza, że w końcu mogę normalnie pisać i wstawiać rozdziały. Nie polecam pisania na telefonie...
Jednak jest i zła wiadomość. Całkowicie wena mnie opuściła, od dobrego miesiąca nie mam na nic pomysłu. To przekłada się również na tekst, którzy swoim poziomem nie porywa. Także proszę o zrozumienie... 
A oto kolejny rozdział! Miłego czytania!



Matt położył się na swoim sporym, dwuosobowym łóżku i uśmiechnął się zapraszająco do Marcela. Blondyn nie spodziewał się takiego zaproszenia, myślał, że będzie musiał zadowolić się paroma kropelkami krwi, wypitymi na stojąco. Albo co gorsza –odmierzonymi wcześniej, wyciśniętymi z palca, a podanymi na spodeczku niczym mleko dla kota.
Tymczasem Matt ułożył się wygodnie na poduszkach i poprawił bluzkę, która się lekko podwinęła. Gdy Marcel położył się z drugiej strony, odwrócił się na bok, patrząc na niego.
- To… jak chcesz to zrobić? – spytał, a niepewność w jego głosie kontrastowała z jego pewnością siebie na zewnątrz.
Marcel prawie się zakrztusił słysząc pytanie. Jego myśli kręciły się teraz wokół Matta rozpostartego na pościeli, którego bluzka tak zachęcająco się podwinęła, gdy obrócił się na bok, że pomyślał o czymś zupełnie innym niż picie krwi. Matt zauważywszy jego reakcję, rozluźnił się całkowicie i parsknął śmiechem.
- Chodzi mi o to, czy mam usiąść, czy leżeć? A jak leżeć to jak? Nigdy w życiu nikt mi nie ssał… krwi – Matt specjalnie powiedział ostatnie słowo dopiero po chwili ciszy. Zdecydowanie zyskał pewności siebie, gdy zobaczył zmieszanie Marcela. Zazwyczaj było na odwrót, więc czuł się dobrze w końcu w odmiennej sytuacji.
Niestety, Marcel niedługo pozostał zmieszany, szybko wrócił do swojej typowej postawy.
- Czyli będę pierwszym, który będzie ci ssał… krew? – spytał, w ten sam sposób wypowiadając ostatnie słowo, jakby było ono tam nieważne.
Matt zarumienił się i szybko usiadł znów poprawiając bluzkę.
- Tak – odparł szybko i zmienił temat: - To jak chcesz to zrobić?
- Najlepiej na leżąco – Matt przygryzł wargę, dostrzegając dwuznaczność ich rozmowy. – Najlepiej się połóż.
Brunet odetchnął i spokojnie ułożył się na plecach, przesuwając swoje czarne włosy na jedną stronę. Uznał przy okazji, że zrobiły się trochę przydługie i wypadałoby je podciąć. Marcel uniósł się i przykląkł obok niego.
- Nie denerwuj się, odpręż i rozluźnij – uśmiechnął się, po czym sprawnie stanął nad nim na czworakach. Ułożył dłonie po dwóch stronach jego głowy i pochylił się. Matt zacisnął oczy, zupełnie niezdolny do rozluźnienia. W końcu nigdy nie był gryziony przez wampira. A jeśli będzie bolało? Albo Marcel się nie opanuje i wypije go całego? W końcu jak się straci sporo krwi, to jest się osłabionym, więc nie będzie w stanie go powstrzymać. Albo posunie się znacznie dalej, gdy Matt będzie niezdolny do protestów? Dopiero teraz zdał sobie z tego wszystkiego sprawę, a serce zabiło mu dużo szybciej. Poczuł usta Marcela na szyi i dreszcz przechodzący przez całe jego ciało. Przygryzł wargę czekając na ugryzienie. Marcel jednak tylko całował delikatną skórę, od czasu do czasu liżąc ją lub podszczypując. Nie ograniczał się już tylko do szyi, sprawnie przechodząc na obojczyk i kawałek klatki piersiowej. Matt zmarszczył brwi, gdy poczuł kolejne charakterystyczne ssanie.
- Czy ty mi robisz malinki? – spytał zmieszany. Miał pić jego krew, a nie się wygłupiać.
- Tak – Marcel przerwał na chwilę swoje zajęcie i uniósł się na tyle, by spojrzeć chłopakowi w twarz. – Nie mogę znieść widoku tych starych.
Matt dopiero teraz przypomniał sobie o malinkach zrobionych przez… przez tego chłopaka w klubie. Już nawet nie pamiętał jego imienia. Wydawało mu się jakby zdarzyło się to sto lat temu, a nie zaledwie wczoraj.
- Przestań, będę wyglądać jakby mnie ktoś pobił – Matt westchnął. Wczoraj nie przywiązywał do tego wagi, ale nie przepadał za tego typu oznaczaniem.
- Teraz przynajmniej wiem, że moich jest więcej. Nawet przykryłem tamte swoimi – Marcel wyglądał na bardzo dumnego, więc Matt już nic nie mówił na ten temat. I tak chyba skończył z szyją, gdyż zaraz pochylił się i pochwycił usta Matta do pocałunku. Chłopak nie protestował, tylko przymknął oczy. Po tym jak prawie dostał zawału na myśl o ugryzieniu dobrze było się zrelaksować, a całowanie Marcela nadawało się do tego doskonale. Oplótł jego szyję ramionami i przyciągnął bliżej, pogłębiając pocałunek. Jednak od razu oddał dominację Marcelowi, gdy ten tylko wsunął język do jego ust. Nie zamierzał o to walczyć. Poza tym, po ekscesach w piwnicy dobrze było komuś ulec i oddać się. Już zapomniał nawet o nachalnym zachowaniu Marcela zaledwie kilka minut temu, na biurku. Teraz przyciągał go bliżej siebie, całując zapamiętale, co chyba nie spodobało się Marcelowi, bo oderwał się od niego z krzywym uśmiechem.
- Chwila, mój ty demonie. Niewygodnie mi – zszedł znad niego, jednak szybko rozsunął jego nogi i, tak jak wcześniej na biurku, również teraz wsunął się między nie.
Mattowi to jednak tym razem nie przeszkadzało w żadnym wypadku. Rozchylił nawet bardziej uda, żeby wampir mógł być bliżej i wychylił się, by go pocałować. Marcelowi ewidentnie się to spodobało i już po chwili byli spleceni jak wcześniej. Matt obejmował szyję blondyna ramionami, a ten trzymał jedną dłoń obok głowy Matta, a drugą sunął po jego policzku, szczęce, szyi, obojczyku, ramieniu, boku, biodrze, udzie i z powrotem. Chłopakowi było tak dobrze, że na nic nie protestował, choć raz musiał zdjąć dłoń Marcela z tyłka, gdy za długo tam leżała. Podciągnął nogi i ugiął je w kolanach, dzięki temu Marcel mógł wygodniej przyklęknąć. Matt nie był pewien ile tak się całowali, ale po pewnym czasie wampir zszedł pocałunkami na szyję, sunąc po niej mokrym językiem. Matt westchnął głęboko i zmrużył oczy. Przesunął dłońmi po plecach i bokach Marcela, wyczuwając dokładnie jego mięśnie poprzez materiał bluzki. Już chciał wsunąć palce pod niego, gdy nagle poczuł lekkie kłucie na szyi.
Westchnął głęboko, a jego serce znów zaczęło mocno bić. A więc to ten moment Marcel wybrał na zagłębienie w nim swoich kłów. Przebijanie nimi skóry nie bolało bardziej od ukłucia igłą, więc Matt nawet nie zwrócił uwagi na tak nikły ból. Zrobiło mu się błogo i trochę sennie. Serce powoli się uspokajało, ale jednocześnie opadły mu ręce z ciała wampira. W tym samym czasie Marcel odsunął się od jego szyi i oblizał zakrwawione usta. Spojrzał na chłopaka, a Matt zobaczył w jego oczach pożądanie. Gdyby był w pełni sił, może by się wystraszył, ale teraz uśmiechnął się i przeczesał długie włosy wampira palcami.
- Dobra? – spytał uśmiechnięty.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – Marcel przymknął oczy i przesunął dłonią po jego udzie, zatrzymując ją na pośladku. Matt nawet nie miał ani siły, ani ochoty protestować. Nie czuł się wykończony, ale wyraźnie odczuwał ubytek krwi.
- To dobrze – mruknął i przygryzł wargę, nie wiedząc co powiedzieć. Marcel jednak nie oczekiwał chyba od niego rozmowy, gdyż podciągnął jego koszulkę i zaraz ją z niego ściągnął. Pochylił się i zaczął obcałowywać jego pierś. Matt wygiął się lekko i zrozumiał, że jego zadowolenie z ostatnich kilku chwil pozostawiło dosyć wyraźny ślad w jego spodniach. Zmieszał się i chciał podciągnąć Marcela w górę, by ten się nie zorientował. W końcu nie chciał robić dziś z nim więcej, niż zamierzał. Już i tak posunęli się dalej, niż kiedykolwiek.
- M-marcel? – przełknął ślinę, patrząc na czubek głowy blondyna. Ten podniósł na niego wzrok.
- Tak?
- Już dość – mruknął, choć musiał wysilić całą swoją wolę. Nie chciał tego przerywać, ale lepiej teraz, niż później, gdy już do czegoś dojdzie.
- Nie podoba ci się? – Marcel wydawał się zawiedziony. Chłopak nie mógł stwierdzić, czy to prawda, czy tylko udaje.
- Podoba, ale… Nie możemy… - Matt nie wiedział co powiedzieć.
- Ależ oczywiście, że możemy. Kto nam zabroni? – Marcel uśmiechnął się do niego uspokajająco i wrócił do całowania jego mostku.
- Marcel – powiedział ostrzej. – Ja nie mogę. Przestań – jego protesty utonęły w przeciągłym jęku jaki wydał, gdy blondyn polizał i zaczął ssać jego sutka. Wplótł palce w jego włosy z zamiarem odciągnięcia jego głowy od swojego ciała, ale nie umiał się na to zdobyć. Rozpływał się cały. Marcel w tym czasie przeniósł się na drugiego, poprzedniego drażniąc palcami. Matt oblizał usta i rozchylił je. Wampir powoli sunął wargami w dół, poprzez jego wystające żebra, do brzucha. Matt wciągnął go instynktownie i zacisnął dłoń na włosach wampira, a gdy poczuł język w swoim pępku westchnął cicho. Nie mógł się powstrzymać, to było bardzo przyjemne. Już prawie zapomniał o swoim problemie w spodniach, kiedy Marcel zsunął się jeszcze niżej i zaczął odpinać jego pasek. Wtedy Matt oprzytomniał.
- Marcel, nie – pociągnął go spanikowany do góry za włosy. Chyba zrobił to odrobinę za szybko lub mocno, bo blondyn skrzywił się.
- Co się stało? – Mężczyzna popatrzył mu w oczy, nie rozumiejąc jego protestu. Gdy zobaczył w nich strach uśmiechnął się lekko. – Ależ Matt, nie ma co się bać. Przecież nie zrobiłbym czegoś, czego byś nie chciał – dotknął delikatnie jego policzka. Gdy dostrzegł jaki jest czerwony, zmarszczył brwi. – Wstydzisz się? Mnie?
Matt w końcu opuścił wzrok i niezdarnie próbował ukryć wypukłość w spodniach. Że też musiał ubrać takie ciasne! Marcel wyglądał przez chwilę na zdziwionego, po czym zaśmiał się.
- Jesteś tak cholernie słodki, że wziąłbym cię mimo twych protestów, tu i teraz. Nie musisz się wstydzić przede mną swojego podniecenia. To mi naprawdę schlebia – uśmiechał się do niego, ale Matt nie był w stanie spojrzeć mu w twarz. Czuł jak jego własna płonie. Taki wstyd! – No już… Jeśli polepszy ci to humor to wiedz, że jestem w takiej samej sytuacji.
Mattowi wcale to humoru nie poprawiło, wręcz przeciwnie. Zmieszał się jeszcze bardziej. Ich rozporki dzieliło przecież zaledwie kilka centymetrów. Nagle poczuł dłonie Marcela ponownie na swoim pasku. Spojrzał na niego ze strachem.
- No cii, zaraz będzie ci cudownie – blondyn pochylił się i znów pocałował usta Matta. Muskał je tylko, dopóki brunet ich nie rozchylił. Wykorzystał wtedy okazję i zaraz szybko pogłębił pocałunek, rozpinając jego rozporek. Matt złapał go za nadgarstek i odwrócił głowę.
- N-nie. Nie mam ochoty – oczywiście, że Matt miał wielką ochotę, ale nie chciał, by Marcel go tam dotykał. Nie chciał, by ktokolwiek go tam dotykał.
- Zaufaj mi. Dobra? – Marcel spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się przyjaźnie. Po dzikim pożądaniu, które widział wcześniej Matt w jego oczach, nie było śladu. To go odrobinę uspokoiło.
- Dobra. Najwyżej później odrąbię ci głowę – Matt westchnął i powoli puścił jego nadgarstek. Chwycił go jednak pod brodę nie pozwalając odwrócić od siebie wzroku. – Ale nie patrz. Zamknij oczy i mnie pocałuj.
Marcel wykonał polecenie z szerokim uśmiechem na ustach. Całował go z werwą, a dłońmi powoli zsunął z niego spodnie i bieliznę dla wygody. Matt westchnął cicho czując, jak jego członek znalazł się na zewnątrz i jak stoi wyprostowany niczym żołnierz na służbie. Dla pewności złapał Marcela za policzki i nie dał mu sposobności, by choćby rzucił okiem. Wampirowi nie było to chyba jednak potrzebne, bo od razu wziął penisa Matta w dłoń i zaczął go odpowiednio stymulować. Matt wzdychał ciężko, ale nie pozwalał, by Marcel odwrócił od niego twarz. Wiedział, że musi być cały czerwony ze wstydu i podniecenia, ale wolał, by patrzył mu w twarz niż gdzie indziej. Po chwili nie był już nawet w stanie udawać, że go całuje, gdyż ciężko łapał powietrze i bał się, że się udusi, gdy będzie próbował. Nadal jednak nie puszczał twarzy blondyna. Gdy rozchylił powieki napotkał jego wzrok. Tak intensywny, uśmiechnięty i przepełniony erotyzmem. Westchnął głęboko, czując, że zaraz dojdzie dzięki sprawnej dłoni Marcela. Nigdy w życiu nie był tak podniecony. Choć oczywiście nie raz się masturbował, to gdy robił to ktoś inny, było to zupełnie inne uczucie. Znacznie… intensywniejsze. Wciąż patrzyli sobie w oczy, gdy Matt przygryzł wargę i próbując nie krzyczeć doszedł w jego rękę. Wygiął się w łuk i zamknął oczy, rozkoszując się tym uczuciem. Jednocześnie nadal nie puszczał twarzy Marcela.
Gdy już doszedł do siebie, dysząc ciężko otworzył oczy i znów napotkał wzrok blondyna. Tym razem wampir uśmiechnął się wesoło do niego. Cofnął już dłoń, pewnie całą oblepioną spermą Matta i chłopak teraz leżał tak prawie nagi.
- I było tak strasznie? – spytał cicho, a Matt poczuł się jak debil. On doznał spełnienia, a Marcel nadal musiał się męczyć. Nie zamierzał jednak zamieniać się już dzisiaj rolami.
Zdjął jedną dłoń z twarzy blondyna i sięgnął w dół, by schować swojego członka i podciągnąć spodnie. Nie udało mu się to jedną ręką, więc musiał dołożyć drugą. Na szczęście szybko się z tym uwinął, a Marcel ani razu nie odwrócił wzroku od jego twarzy. Jednak gdy unosił biodra, by podciągnąć spodnie otarł się o krocze blondyna swoim. Marcel tylko zmrużył oczy, ale podniósł się i usiadł obok.
- Nie było – Matt spojrzał sugestywnie na jego spodnie, lecz zaraz potem przeniósł wzrok z powrotem na jego twarz. – Co zamierzasz… - odkaszlnął – Co zamierzasz z tym zrobić?
- A jak sądzisz? – Marcel uśmiechnął się szeroko. – Chcesz mi pomóc?
- N-nie. To znaczy… Ja pójdę się chyba umyć – Matt wstał szybko z łóżka i skierował się do łazienki, po raz kolejny tego dnia. Przy drzwiach odwrócił się i rzucił szybko, zanim zdążył się rozmyślić: - Nie musisz się śpieszyć.
I zniknął za drzwiami, które szybko zamknął. Oddychał głęboko. Jak to się działo, że zachowywał się jak głupek lub cnotka niewydymka, jeśli chodziło o intymne sprawy? Nie miał problemu z niczym innym, nic go tak nie zawstydzało jak "to". Ale po prostu nie potrafił być bardziej pewny siebie. A szczególnie przy Marcelu, który zawsze zachowywał się... cóż, tak jak się zachowywał. Znał i wykorzystywał swoje ciało jak chciał. Matt tego nie potrafił. Pewnie dlatego, że nie uważał się za wyjątkowo pociągającego. Nie miał pojęcia jak może się komuś podobać. Nadal miał wrażenie,  że Marcel tylko się z niego nabija, a kiedy Matt się zaangażuje stwierdzi "żartowałem". Głównie z tego powodu nie dopuszczał go do siebie za blisko. A przynajmniej do tej chwili. Matt westchnął w duchu i spojrzał w lustro.
- Kurwa - skrzywił się, widząc swoją twarz, a gdy to zrobił poczuł się jeszcze gorzej. Był cały czerwony, włosy zlepiły mu się na czole i wyglądał po prostu tragicznie. Marcel zdjął mu wcześniej koszulkę, więc dokładnie mógł widzieć również wszystkie ślady jakie na nim zostawił wampir. Te czerwone odznaczały się bardzo na jego białej skórze, a te mokre jeszcze nie wyschły. Na domiar złego, na jego brzuchu zalegała jednoznacznie wyglądająca substancja. Nie zauważył ani nie poczuł jej wcześniej, miał tylko nadzieję, że wampir też nie zwrócił na to uwagi. Mimo, że przed chwilą się kąpał musiał to zrobić ponownie. Zdjął spodnie i szybko wskoczył pod prysznic.
Kilka minut później wyszedł z łazienki, znów w ręczniku na biodrach. Nie zamierzał ubierać się w tamte ubrania. W sumie nie był pewien czy jest w ogóle sens ubierania się, jako, że był już wieczór. Nie chciało mu się jednak spać, więc pewnie i tak przez najbliższe godziny nie zaśnie. Tym bardziej, że cały praktycznie dzień spędził w piwnicy, co było równomierne pobytowi w jakimś spa.
Gdy wszedł do pokoju, Marcel siedział spokojnie na jego łóżku, a cała pościel leżała na podłodze.
- Co...? -Matt był zaskoczony. Nie zdążył jednak dokończyć swej myśli, bo Marcel mu przerwał.
- Trzeba ją wyprać, trochę się ubrudziła.
Brunet patrzył na niego niezrozumiale, po czym parsknął śmiechem. Widocznie Marcel zdążył sie uwinąć, gdy on był w łazience. A teraz jego pościel była taka brudna, że trzeba było ją uprać. W sumie dobrze, że o tym pomyślał, bo Matt nie wpadłby na tak genialny pomysł. Nigdy nie przywiązywał wielkiej uwagi do porządku. Chociaż gdyby miał spać w takiej pościeli... Matt aż zadrżał. Podszedł do szafy i wyciągnął kolejne ubrania tego dnia.
- Nie musisz się ubierać, mi to nie przeszkadza - Marcel zmrużył oczy, patrząc na niego.
- Muszę, bo wychodzimy.
- Wychodzimy? - wampir wydawał się zaskoczony.  - A niby gdzie?
- Nie wiem - wzruszył ramionami, szukając odpowiedniej koszulki. Znalazł w końcu czarną, jak zwykle, ale tym razem nie rozciągniętą. Nie zrobił tego specjalnie, pierwsza rzuciła mu się w ręce. - Nie mam zamiaru siedzieć w domu.
- Wyciągasz mnie na romantyczną kolację? - Marcel zamruczał, patrząc jak Matt wciąga koszulkę przez głowę.
Brunet prychnął.
- Miałem na myśli nie tylko nas.
Marcel wydawał sie rozczarowany. Matt za to uśmiechnął się pod nosem. Jak nie będą sami, to nie będzie takiego napięcia między nimi.
- Kogo jeszcze chcesz zabrać? - blondyn westchnął głęboko. Po jego tonie Matt wnioskował, że wcale go to nie interesowało.
Po kilku chwilach chłopak stał już całkowicie ubrany, czarna koszulka trochę opinała jego klatkę piersiową,  dość mizerną swoją drogą. W porównaniu z Marcelem, którego mięśnie seksownie rysowały się pod koszulką, wyglądał jak niedorobione dziecko. Dżinsy podkreślające jego chude nogi nie dodawały mu seksapilu, ale się tym wcale nie przejmował. Stanął nad Marcelem, wciąż rozłożonym na łóżku i oparł dłonie na biodrach.
- Michaela i Charlesa. W końcu mamy współpracować, a od miesięcy się nie widzieliśmy.
- A właśnie, co do widzenia- Marcel złapał Matta za nadgarstek i pociągnął do siebie. Brunet nic nie mógł poradzić i pochylił się nad wampirem. - Znaleźliście już dla nas odpowiednie lokum do zamieszkania?
Matt wyrwał nadgarstek z uścisku i wyprostował się.
- Cóż, jeszcze nie. Ale na pewno Lord szuka, a on zawsze znajduje to czego chce. A teraz chodź, poinformujemy ich, że idziemy.
Marcel wstał niezadowolony. Pewnie wolałby nadal wylegiwać się w łóżku Matta, ale na to brunet nie mógł pozwolić. W końcu niech się za bardzo nie przyzwyczaja. Wyszli z pokoju i Matt uświadomił sobie, że nie ma pojęcia gdzie mogliby być mężczyźni. W końcu sama rezydencja była ogromna, a oni nie musieli w niej tkwić. Marcel zauważył jego wahanie i uśmiechnął się pod nosem.
- To może pójdziemy jednak sami?
- Nie - Matt był zdeterminowany by znaleźć mężczyzn. Ruszył przed siebie, kierując się do kuchni. Nie sądził,  że wampiry czują normalny, ludzki głód, ale nie wiedział gdzie indziej mogą przebywać.
Marcel westchnął i sięgnął do kieszeni. Gdy wyjął z niej telefon, Matt spojrzał na niego, wysoko unosząc brwi.
- Serio? Zadzwonisz do nich? -Nie wiedział w sumie dlaczego był zaskoczony,  chyba podejrzewał, że wampiry komunikują się tylko poprzez listy.  Ewentualnie telegramy.
- A po co mamy biegać na ślepo i ich szukać? Niech sami do nas przyjdą - Marcel wzruszył ramionami i szybko wystukał numer. Po zaledwie paru chwilach ktoś odebrał i Marcel zaczął z nim rozmawiać. - Gdzie jesteś? Taa. Z Michaelem? Co wy robicie? Ach... - blondyn zaśmiał się do słuchawki po czym rozłączył.
- No i? - Matt stał przez chwilę, czekając aż wampir coś powie. Nie doczekał się.
- A, no tak - Marcel przeczesał swe długie włosy, zawijając jedno pasmo na palec. Matt spojrzał na niego zniecierpliwiony. - Będziemy im przeszkadzać.
Brunet nie wiedział co powiedzieć. Nie podejrzewał dwóch pozostałych wampirów o takie skłonności. Nie spodziewał się tego i był delikatnie zaskoczony.
- Czy oni... kiedy skończą? - Matt odchrząknął. Nie wiedział jak zareagować.
- Nie mam pojęcia, może im to zająć nawet cały dzień. A nawet przeciągać na noc.
Matt otworzył usta. Cały dzień?!
- Aha... - chłopak podrapał się po głowie.
- Ale możemy im przerwać, oczywiście. - Marcel uśmiechnął się do Matta i ruszył korytarzem.
Matt poszedł za nim, ale nie był przekonany do jakiegokolwiek wtrącania się w ich sprawy. A szczególnie takie sprawy.
- Może to nie jest dobry pomysł...
- To jest świetny pomysł, nie chcesz chyba żeby się pozabijali.
- Pozabijali?  - Matt zmarszczył brwi. Nie był ekspertem, ale zabijanie się podczas tego nie było normalne.
- Znając życie Charles nie będzie chciał zrezygnować. A sądzę, że Michael również nie jest uległym typem.
Matt przygryzł wargę. A więc o to chodziło... Ale jeśli tak, to skąd w ogóle wpadli na pomysł by to zaczynać? Skoro żaden nie chciał ulec, to raczej nigdy nie dojdą do porozumienia i tego nie zrobią. A jeśli jednak do tego dojdzie to jeden będzie niezadowolony. Cóż, chyba nigdy nie zrozumie tych wampirów.
Doszli do pokoju, w którym Matt swego czasu nakłaniał Charlesa i Marcela do przyłączenia się do nich. Gdy Marcel otworzył drzwi, Matt chciał zamknąć oczy, bojąc sie co może zobaczyć. Jednak gdy już drzwi stanęły przed nimi otworem,  chłopak zmarszczył brwi. W jednym fotelu siedział Michael, a w drugim Charles. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to, że na przeciwko na kanapie siedziała Vivian, a dwaj mężczyźni mierzyli się złowrogimi spojrzeniami.