sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 4

5 komentarzy:

Rozdział teraz, gdyż nie wiem kiedy pojawi się następny. Ostatnio zdecydowanie nie mam czasu wchodzić na laptopa. Jednak mam nadzieję, że wam się spodoba. To jest najbardziej poprawiony rozdział z tamtych czasów (bo, owszem, nadal dodaję rozdziały, które napisałam już całkiem dawno). Jednak będzie ich jeszcze parę. I tu chciałabym się zwrócić do Ciebie, Abyss. Bardzo doceniam propozycję! Napewno by mi się przydała, aczkolwiek chciałabym byś poczekał do momentu, aż dojdę do notek, które pisałam niedawno. Wtedy zobaczysz, czy to nadal konieczne/czy nadal chciałbyś/czy w ogóle nadal chcesz to czytać (niepotrzebne skreślić).
A teraz zapraszam do czytania. Chyba nie ma błędów bardzo rzucających się w oczy... Ale jakby co to mi wskażcie!
(Tak na marginesie, w następnych rozdziałach postaram się bardziej opisywać otoczenie ^^")

************


Matt przetarł zaspane oczy i uchylił powieki. Od razu poczuł czyjeś kolano między nogami i czyjeś ciało przytulające się do niego od tyłu. Rozbudził się szybko i rozejrzał. Mike leżał przed nim i to właśnie jego noga przebywała między jego, Charles od tyłu go przytulał w dłoni trzymając kaptur jego bluzy. Marcela nigdzie nie było widać. Chłopak postanowił wstać i go poszukać. Wyplątał się z rąk i nóg otaczających go i wstał. Odetchnął i rozejrzał się. Dokąd on mógł pójść? Cóż, wiedząc, że wampiry mogą być cholernie szybkie to pewnie wszędzie. Postanowił przejść się do lasu i przy okazji załatwić potrzebę fizjologiczną. Gdy już wypróżnił pęcherz zawołał na cały głos:
- Marcel!
Nic. Krzyknął jeszcze raz. Znów nic. Wzruszył ramionami i poszedł pochodzić trochę po lesie. Zauważył powalone drzewo, które było bogato rozgałęzione. Uznał, że nie zaszkodzi nawet na wyjeździe trochę potrenować. W końcu giętkość, zwinność i ogólna sprawność była w jego fachu na wagę złota. Matt postanowił przejść przez drzewo dotykając żadnej gałęzi. Gdy w końcu przeszedł, nie dotykając nawet najmniejszego listka, usiadł na pniu powalonego drzewa i zamyślił się. Nie zdążył poważnie pomyśleć o tym co się stało wczoraj, o pocałunku i o tym co Marcel chciał mu zrobić, bo usłyszał dźwięk łamanych gałęzi za sobą. Szybko wstał i odwrócił się. Gdy zobaczył wysokiego blondyna tylko westchnął i znów usiadł.
- Gdzieś ty się podziewał? Wołałem cię - powiedział Matt.
- Wybacz, kochanie, nie słyszałem - zamruczał Marcel i usiadł koło bruneta na pniu. - Mogę ci się jednak zrekompensować - powiedział i położył dłoń na udzie Matta, zdecydowanie za wysoko.
- Czy cię już do reszty pojebało? - warknął na niego brunet. Strzepnął szybko jego rękę i wstał.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Robię coś złego? - spytał Marcel, który najzwyczajniej w świecie uważał, że małe pieszczoty jeszcze nikomu nie zaszkodziły.
- Nie. Znaczy tak. Znaczy... po prostu mnie nie dotykaj, dobra? - Matt spojrzał na niego przeszywając go wzrokiem. W jego mniemaniu ostrym.
- Oczywiście. Przepraszam, że chciałem być miły.
- Miły! Też coś. Czy będąc miłym obmacuje się... niewinne dziecko? - spytał ironicznie brunet i odwrócił się do wampira plecami. – Może ja wcale nie lubię facetów?
- Niewinne dziecko? Mówisz o sobie? - Marcel nie mogąc się powstrzymać wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Ostatniego pytania udawał, że nie usłyszał.
Matt spojrzał na niego niezadowolony i wydął lekko dolną wargę, ale nic nie powiedział. Patrzyli chwilę na siebie, po czym brunet odezwał się pierwszy:
- Chodźmy na plażę, te śpiochy pewnie jeszcze nie wstały.
- Nie dziwię się im. Gdy odchodziłem obydwoje byli w ciebie wtuleni. Hmm... Praktycznie wszyscy ludzie się na was patrzyli. A wy tak słodko spaliście... - Marcel już zatapiał się w wspomnieniach i najwidoczniej marzeniach też.
- Dobra, skończ, rozumiem. Chodź - Matt wywrócił oczami i ruszył z powrotem na plażę.
Marcel poszedł za nim i już po chwili byli na gorącym piasku. Na szczęście brunet pomyślał o tym by założyć buty. Lecz mimo to, gorący piasek nadal był odczuwalny.
Mike leżał wtulony w brązowowłosego wampira oplatający ramionami jego pierś, głową ułożoną w zagłębieniu jego szyi, z lewą nogą pomiędzy nogami Charlesa i z prawą nogą wampira pomiędzy swoimi. Charles obejmował Mike'a w pasie i w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że kolano blondyna ociera się o jego...
Matt patrzył na nich przez chwilę z otwartymi ustami po czym nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Nie minęła sekunda, a wraz z nim śmiał się Marcel. Ich śmiech nie obudził jednak, ani blondyna, ani szatyna. Sprawił tylko, że ludzi leżący dalej i ci chodzący po brzegu odwracali się i przypatrywali się im.
Po chwili Marcel uspokoił się na tyle by wyjąkać:
- Chyba... powinniśmy ich obudzić.
Matt spojrzał na niego po czym na Mike'a i Charlesa i wybuchnął kolejną salwą śmiechu. Minęło kilka chwil zanim się uspokoił, ale dla pewności nie patrzył na dwóch przytulających się chłopaków.
- Sądzę, że masz rację. Ale... jak, żeby było to delikatne? - spojrzał na blondyna i przekręcił zabawnie głowę.
- Hmm... A musi być? Charles na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
Tylko to powiedział i od razu pochylił sie nad nimi i wrzasnął do ich uszu "pobudka". Ci od razu się rozbudzili. Spojrzeli na siebie i... zachichotali. Matt patrzył na nich jak na idiotów.
- A was co tak bawi? - spytał.
- Nic, nic... - mruknął Mike i chichocząc wstał. - Idziemy się wykąpać w morzu jako zimny prysznic i idziemy?
Marcel kiwnął głową, Matt coś tam mruczał pod nosem o soli we włosach, a Charles od razu poparł pomysł. Po około godzinie wszyscy się wytarli, ubrali i poszli na miasto. Zjedli jakieś śniadanie i ruszyli do domu. Tam się zaczęli pakować.
- Już jedziemy? - jęknął Mike stojąc na środku pokoju. - Nawet nie zdążyłem wykorzystać tego wielkiego łóżka - usiadł na nim i podskoczył na siedząco - Nigdzie nie jadę. Muszę je wykorzystać...
Nie zdążył dokończyć, bo Matt usiadł mu na kolanach i szepnął do niego, robiąc smutną minę:
- Wykorzystasz je kiedy indziej. A teraz błagam cię, jedźmy już. Nie lubię chyba morza.
Blondyn jeszcze trochę się zastanawiał po czym pocałował Matta w policzek, wstał i się zaczął pakować. Przy okazji zrzucił Matta ze swoich kolan. Teraz brunet rozmasowywał obolałe pośladki i podnosił się z podłogi. Gdy wstał, zdzielił Mike’a w głowę i również spakował swoje rzeczy. Potrwało to niedługo, bo praktycznie nic nie wypakowali. Niedługo potem Marcel zapłacił właścicielowi domu i już jechali z powrotem.
Podróż jak podróż. Minęła im dość szybko, ponieważ cały czas ze sobą rozmawiali. Praktycznie cały czas chichotali. A to z bluzy Matta, a to z pozycji Mike'a i Charlesa, a to z zachowania Matta na widok fal... I w takiej atmosferze po dwóch godzinach dojechali w końcu do domu. Zaparkowali samochód na parkingu i wszyscy weszli do willi.
Na miejscu, przed schodami czekała na nich dziewczyna. Miała długie blond włosy, związane wysoko w kucyk. Nawet z odległości, która ich dzieliła można było powiedzieć, że miała także piękne, duże niebieskie oczy. Ubrana była w czarny strój: obcisłe dżinsy, przylegający podkoszulek i buty na niewielkim obcasie. Uśmiechnęła się leniwie i podeszła do całej czwórki. Marcel od razu zorientował się, że jest śliczna jak na swój wiek. Bo mogła mieć może z osiemnaście lat.
Dziewczyna, kiedy wreszcie zbliżyła się do nich na metr rozłożyła zadowolona ręce, patrząc na Matta i Mike’a.
- Nie spodziewałam się was tak szybko, chłopcy. Myślałam, że zajmie wam trochę więcej czasu zabawianie naszych gości.
Matt skrzywił się nieznacznie na wspomnienie „zabawiania” Marcela. Spojrzał na dziewczynę z nieskrywaną odrazą.
- Vivian – mruknął tylko niby to na przywitanie. Mike tylko kiwnął głową.
Matt i Viv nie znosili się. Jedno z drugim już od najmłodszych lat rywalizowało o najlepsze akcje. Ciężko było wyczuć co się może zdarzyć, gdyby zostawić ich samych. Blondynka preferowała noże, sztylety i toporki, a Matt natomiast wolał pistolety. Gdyby ktoś miałby okazję oglądać ich walczących przeciwko sobie, miałby nie lada przedstawienie.
Dziewczyna przeszyła wzrokiem swych jasnych oczu Charlesa i Marcela. Jej uśmiech na chwilę stał się bardziej prawdziwy.
- Mimo, że nie powinno mnie tu być, to cieszę się, że jednak przyszłam i mogę was poznać. Bardzo wiele o was słyszałam – powiedziała z uśmiechem i wyciągnęła rękę ku wampirom.
Ci, nie wiedząc o dziewczynie chociażby ułamka tego, co wiedział Matt, zaraz ją uścisnęli. Ze zdziwieniem zauważyli jak mocny ma uścisk.
- My również cieszymy się, że jednak zaszczyciłaś nas swą obecnością – powiedział Charles błyskając swoimi zębami.
Cholera, złapał się w jej pułapkę, pomyślał Matt. Otóż Vivian zawsze działała w ten sposób na mężczyzn. Zachwycali się jej nieprzeciętną urodą, jej oczami jasnymi, jakby nie miała tęczówek, jej delikatnymi rysami zakłóconymi wystającymi kośćmi policzkowymi, uśmiechem, który ukazywał bardziej wysunięte kły od reszty zębów. Gdyby Matt nie znał jej tak dobrze, na pewno również by go zachwycała.
- Może po ciężkiej podróży macie ochotę się napić? – zaproponowała Vivian pokazując gościom, żeby poszła za nimi.
Matt, nie mogąc ich zostawić poszedł za nimi. Doszli do średniej wielkości pokoju, gdzie z jednej strony było specjalnie przyszykowane miejsce dla małego barku i lady. Po drugiej strony stała kanapa, niski stolik do kawy i niskie krzesła. Dziewczyna skierowała się do barku i uśmiechnęła się do gości.
- Czy macie jakieś specjalne życzenia co do drinków?
- Możesz zachwycić nas swymi zdolnościami – odparł szatyn i uśmiechnął się do niej.
Zdecydowanie wpadł, pomyślał z goryczą Matt. A już myślał, że nad morzem coś zaiskrzyło pomiędzy nim i Mikiem. Niestety, mylił się najwidoczniej.
Vivian posłała mu swój jeden z najpiękniejszych uśmiechów. Jej zęby były białe, proste i ładne. Po prostu idealne. Jedynie te kły były bardziej wysunięte. Co bynajmniej nie odbierało jej urody. Cholerna Vivian, pomyślał znów Matt.
On sam usiadł na kanapie, a obok niego Marcel. Mike uznał, że z własnej woli nie będzie się męczył z dziewczyną i poszedł sobie, zostawiając Matta samego. Vivian po chwili przyszła z tacą, na której stały trzy szklanki z czerwono-brązowym trunkiem. Charles usiadł naprzeciwko kanapy, po drugiej stronie stolika w jednym z foteli. Vivian bezczelnie usiadła na jego podłokietniku kładąc tacę na stole.
- Trzy? – spytał Matt unosząc brew i wpatrując się w oczy dziewczyny.
- Uznałam, że jesteś za młody na alkohol – odpowiedziała tonem matki, która troszczy się o swoje dziecko. Jednak Matt wiedział, że zrobiła to po to, by uwidocznić jego wiek. Dawała mu to do zrozumienia wzrokiem, jakim mu się odwdzięczyła.
- Sama nie jesteś dużo starsza – warknął, ale nic więcej nie powiedział. Zresztą, nad morzem przekonał się jak kończy się upijanie w pobliżu Marcela.
Wampiry wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, ale nic nie powiedziały. Każdy z nich wziął szklankę i upił kilka łyków.
- Naprawdę niesamowite – powiedział Charles uśmiechając się do Vivian i powoli położył dłoń na jej udzie. Dziewczyna nadal siedziała obok niego i zdążyła się już usadowić, rozsuwając nogi tak, że podłokietnik miała między nimi. Matt westchnął tylko z dezaprobatą, ale nic nie powiedział. Za to Vivian uśmiechnęła się do szatyna i wymruczała coś, co brzmiało jak „prawie tak, jak ty”. Ale Matt nie był pewien czy dobrze usłyszał. Spojrzał więc na Marcela lekko się uśmiechając. Może jego widok poprawi mu widok. Nie, żeby miał z nim jakieś dobre wspomnienia lub dobrze mu było na niego patrzeć, ale mimo to…
Marcel wskazał brodą w przód i Matt znów przeniósł wzrok na parę przed nim. Tym razem szczęka prawie mu nie opadła do poziomu podłogi. Vivian siedziała już bokiem na kolanach wampira i trzymała dłoń o długich i pomalowanych na czarno paznokciach na jego policzku. Ich usta właśnie się zetknęły i było dokładnie widać jak Vivian wsuwa język do ust Charlesa. Mattowi zebrało się na wymioty. Jaka ta dziewczyna była szybka.
Marcel pochylił się nad Mattem i mruknął mu do ucha:
- Chodźmy na górę i im nie przeszkadzajmy.
Matt pokiwał powoli głową i wstał szybko. Marcel ruszył zaraz za nim. Wyszli z pokoju, zostawiając całującą się parę. Tamci nawet tego nie zauważyli.
- Niezła ta twoja znajoma. – Marcel przesunął dłonią po plecach bruneta z szerokim uśmiechem. Ten tylko prychnął.
- Gdybyś znał ją tak dobrze jak ja to nigdy byś nie powiedział o niej „niezła”.
Marcel zachichotał jedynie i zaraz weszli do jego pokoju.
- Jeżeli masz ochotę na alkohol to poczekaj tu chwilę – powiedział. Matt już chciał zaprotestować gdy jednak pomyślał, że to nie będzie zły pomysł.
Po chwili wrócił Marcel niosąc butelkę wódki i dwa kieliszki. Uśmiechał się pod nosem. Usiadł na podłodze i wskazał Mattowi miejsce przed sobą. Brunet klapnął obok niego od razu zabierając mu jeden kieliszek i podstawiając go Marcelowi, by ten nalał wódki do środka.
- Demoralizujesz mnie, oj, bardzo demoralizujesz… - zamruczał tylko, patrząc na przeźroczysty płyn wpływający do kieliszka. Marcel tylko uniósł kącik ust.

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 3

2 komentarze:
- Dalej, cholera! Zostało mało czasu! - darł się Charles biegając po pokoju i szturchając innych. Marcel leżał na łóżku z zamkniętymi oczami i mamrotał coś o cholernych zachodach słońca, Mike przytulał się do Matta zbyt najedzony by się podnieść, a Matt spał.
- Nie zdążymy jak się nie pośpieszymy! - wył dalej.
- Zamknij się, kurwa, bo cię zabiję. Mamy jeszcze dwie godziny - warknął blond włosy chłopak, ale wampir nic sobie z tego nie robił.
Podszedł do swojego kilkuwiecznego przyjaciela i pochylił się do jego ucha.
- WSTAWAJ! - wrzasnął jak najgłośniej, aż tamten się poderwał do siadu i walnął czołem w jego ramię.
- Ałł... - jęknął tylko Marcel i wstał. - Dobra, ludu. Wstajemy, ogarniamy się do wyjścia i wychodzimy - przemówił poważnym, stanowczym tonem.
- Chodziłeś kiedyś do wojska? - spytał podejrzliwie Mike.
- Kiedyś sie było... kilka razy - odparł po prostu i podszedł do czarnowłosego chłopaka.
Pochylił się nad nim, co zirytowało Mike'a i zmusiło do odsunięcia się. Musnął lekko ucho Matta wargami i szepnął by tylko on słyszał.
- Wstawaj, kochanie, idziemy - gdy nie dosłyszał odpowiedzi dodał jeszcze: - Jak nie wstaniesz za chwilę to cię zgwałcę...
- Jeszcze pięć minut - mruknął chłopak i odwrócił się na drugi bok.
- Czy on zawsze tak długo śpi? - spytał wampir Mike'a.
Ten tylko westchnął, przybliżył się do Matta i z całej siły kopnął go w kostkę.
- Kur... - warknął brunet lecz nie dokończył, gdy zauważył, że wszyscy się na niego patrzą. Zmieszał się. - No co?
- Idziemy na zachód słońca, ubieraj bluzę i lecimy.
Matt coś tam mruczał pod nosem lecz szybko chwycił bluzę, założył buty i już był gotowy. Wszyscy wyszli z domu i po kilkunastu minutach już byli na plaży. Rozłożyli duży koc, który wziął Charles i rozsiedli się wygodnie. Młodszy wampir wyciągnął jeszcze z torby dwa piwa i podał jedno starszemu.
- A my? - spytał Matt robiąc słodką minę i patrząc na wampiry wielkimi, psimi oczami.
- Wy to jesteście za mali. Osiemnastka będzie skończona, to pogadamy - odparł Charles od niechcenia i otworzył puszkę.
- Pieprz się - warknął brunet i spojrzał na słońce, które prawie dotykało morza.
- Wolę z kimś. Masz ochotę...? - spojrzał zalotnie na chłopaka i zamruczał.
- Spierdalaj.
Charles wzruszył tylko ramionami.
- Siedzimy tu całą noc? Fajnie będzie - uśmiechnął się.
- Zimno będzie, a nie fajnie.
- Marudzisz, Mattuś.
- Mam na imię Matt, nie Mattuś - odpowiedział, z obrzydzeniem wypowiadając ostatnie słowo.
- Jak wolisz. Ale możemy tu spać... będzie przyjemnie, obudzą nas promienie słońca...
- Promienie słońca za wcześnie wschodzą. Nie mam zamiaru wstawać jutro o czwartej w nocy.
- Czwartej nad ranem, idioto.
- Nie nazywaj mnie tak, bo cię zabiję.
Charles jęknął przeciągle.
- Czy wy dwaj - wskazał na Matta i Mike'a - grozicie komuś zawsze śmiercią?
- Tak wychodzi - odparł Mike i położył się.
Matt przytaknął i owinął się szczelniej bluzą zakładając na głowę kaptur.
Marcel, który do tej pory się nie odzywał wybuchnął śmiechem.
- Z czego rechoczesz? - spytał brunet ze wzrokiem mordercy.
- Masz... fajną... bluzę... - wydyszał blondyn.
Dopiero teraz drugi wampir zwrócił na kaptur bluzy, którą miał na sobie Matt. Był on an tyle duży, żeby zakryć całą jego głowę, poza tym miał na czubku dwa kocie uszka, w środku wypełnione czarną sztuczną sierścią. Tak wyszło, ale Matt lubił tą bluzę. Była ciepła i miękka.
- To wcale nie jest śmieszne! - syknął zirytowany brunet gdy i Mike zaczął się śmiać.
- To jest... bardzo śmieszne - wyjąkał blond włosy wampir.
Matt prychnął, wziął butelkę z ręki Charlesa i wypił spory łyk. Trochę minęło zanim wszyscy spoważnieli, ale gdy już każdemu się udało Matt był lekko upity, bo wypił dwie puszki piwa, które znalazł w Charlesa torbie.
- Zawsze mówiłem, że miał słabą głowę. A ten się wykręca i mówi, że wszystko pamięta - westchnął Mike.
- Bo pamiętam! Ja po prostu... zawsze pamiętam. Ale no... Nie mogę… - szukał odpowiedniego słowa.
- Nie kontrolujesz swojego zachowania? - podpowiedział Marcel.
- Coś takiego.
Było już dość ciemno, a oni wybrali miejsce z daleka od głównego miejsca, żeby mieć dużo wolej przestrzeni. Charles powiedział, że jest zmęczony podróżą i pójdzie już spać. Przed tym jednak mrugnął porozumiewawczo do Marcela, czego Matt nie zrozumiał. Mike czekał aż Marcel również wyrazi chęć spania, lecz się nie doczekał i sam zasnął z głową na nodze Charlesa. Brunet nie czuł się komfortowo sam na sam z Marcelem, ale alkohol we krwi dodawał mu odwagi. Poczołgał się do Marcela i spojrzał na niego z lekkim uśmiechem. Marcel wyciągnął rękę i położył ją na jego głowie. Matt oparł ją na udach Marcela
- Chyba nie pójdziesz tak szybko spać, prawda? - spytał wampir.
- Skąd. Tylko się... zdrzemnę... - Matt ziewnął i zamknął oczy.
Marcel nie miał ochoty spać. Miał ochotę na co innego. Położył go na kocu i usiadł mu na biodrach pochylając się nad nim.
- Co ty robisz? - spytał niezbyt przytomnie brunet.
- Popsułeś chwilę - szepnął mu do ucha Marcel przygryzając je lekko.
- Mhm... - mruknął Matt prawie już śpiąc.
- Nie zasypiaj! - syknął mu do ucha blondyn i pocałował w jego uchylone usta od razu wsuwając język do jego ust.
Matt nie protestował, ale się nie rozbudził. Marcel wsunął dłoń pod bluzę i bluzkę bruneta i przejechał nią po jego brzuchu. Chłopak odchylił głowę do tyłu. Marcel od razu to wykorzystał i zaczął całować go po szyi zostawiając czerwone ślady. Po chwili przeniósł usta na obojczyk w tym samym czasie jego dłonie zsuwały się na jego biodra i uda.
Po tym Matt drgnął, rozbudził się i odsunął.
- Coś nie tak, skarbie? - zamruczał Marcel.
- Nie, ale... dość już.
- Czemu? Przecież nic ci nie będzie... nie bój się, będę delikatny - blondyn przyłożył głowę do jego brzucha.
Matt zawahał się, wstał i poszedł do Mike'a wtulając się w niego.
- Nie, dzięki. Ja idę spać. I nie próbuj się do mnie dobierać - ostrzegł na koniec i zamknął oczy.
Marcel tylko westchnął i położył się w wolnym miejscu na kocu i próbował zasnąć, co uniemożliwiało mu to, że był bardzo podniecony.


******

Krótki, żeby w trakcie czytania się nie nudziło. Z każdym komentarzem z konstruktywną krytyką się uczę, więc nie krępujcie się, zawsze to przemyślę i często chętnie wykorzystam.