Dobra wiadomość jest taka, że mój brat wrócił zza granicy i mam swojego laptopa z powrotem! (cieszmy się wszyscy i radujmy) To oznacza, że w końcu mogę normalnie pisać i wstawiać rozdziały. Nie polecam pisania na telefonie...
Jednak jest i zła wiadomość. Całkowicie wena mnie opuściła, od dobrego miesiąca nie mam na nic pomysłu. To przekłada się również na tekst, którzy swoim poziomem nie porywa. Także proszę o zrozumienie...
A oto kolejny rozdział! Miłego czytania!
Matt położył
się na swoim sporym, dwuosobowym łóżku i uśmiechnął się zapraszająco do
Marcela. Blondyn nie spodziewał się takiego zaproszenia, myślał, że będzie
musiał zadowolić się paroma kropelkami krwi, wypitymi na stojąco. Albo co
gorsza –odmierzonymi wcześniej, wyciśniętymi z palca, a podanymi na spodeczku
niczym mleko dla kota.
Tymczasem Matt
ułożył się wygodnie na poduszkach i poprawił bluzkę, która się lekko podwinęła.
Gdy Marcel położył się z drugiej strony, odwrócił się na bok, patrząc na niego.
- To… jak
chcesz to zrobić? – spytał, a niepewność w jego głosie kontrastowała z jego
pewnością siebie na zewnątrz.
Marcel prawie
się zakrztusił słysząc pytanie. Jego myśli kręciły się teraz wokół Matta
rozpostartego na pościeli, którego bluzka tak zachęcająco się podwinęła, gdy
obrócił się na bok, że pomyślał o czymś zupełnie innym niż picie krwi. Matt
zauważywszy jego reakcję, rozluźnił się całkowicie i parsknął śmiechem.
- Chodzi mi o
to, czy mam usiąść, czy leżeć? A jak leżeć to jak? Nigdy w życiu nikt mi nie
ssał… krwi – Matt specjalnie powiedział ostatnie słowo dopiero po chwili ciszy.
Zdecydowanie zyskał pewności siebie, gdy zobaczył zmieszanie Marcela. Zazwyczaj
było na odwrót, więc czuł się dobrze w końcu w odmiennej sytuacji.
Niestety,
Marcel niedługo pozostał zmieszany, szybko wrócił do swojej typowej postawy.
- Czyli będę
pierwszym, który będzie ci ssał… krew? – spytał, w ten sam sposób wypowiadając
ostatnie słowo, jakby było ono tam nieważne.
Matt
zarumienił się i szybko usiadł znów poprawiając bluzkę.
- Tak – odparł
szybko i zmienił temat: - To jak chcesz to zrobić?
- Najlepiej na
leżąco – Matt przygryzł wargę, dostrzegając dwuznaczność ich rozmowy. –
Najlepiej się połóż.
Brunet
odetchnął i spokojnie ułożył się na plecach, przesuwając swoje czarne włosy na
jedną stronę. Uznał przy okazji, że zrobiły się trochę przydługie i wypadałoby
je podciąć. Marcel uniósł się i przykląkł obok niego.
- Nie denerwuj
się, odpręż i rozluźnij – uśmiechnął się, po czym sprawnie stanął nad nim na
czworakach. Ułożył dłonie po dwóch stronach jego głowy i pochylił się. Matt
zacisnął oczy, zupełnie niezdolny do rozluźnienia. W końcu nigdy nie był
gryziony przez wampira. A jeśli będzie bolało? Albo Marcel się nie opanuje i
wypije go całego? W końcu jak się straci sporo krwi, to jest się osłabionym,
więc nie będzie w stanie go powstrzymać. Albo posunie się znacznie dalej, gdy Matt
będzie niezdolny do protestów? Dopiero teraz zdał sobie z tego wszystkiego
sprawę, a serce zabiło mu dużo szybciej. Poczuł usta Marcela na szyi i dreszcz
przechodzący przez całe jego ciało. Przygryzł wargę czekając na ugryzienie.
Marcel jednak tylko całował delikatną skórę, od czasu do czasu liżąc ją lub
podszczypując. Nie ograniczał się już tylko do szyi, sprawnie przechodząc na
obojczyk i kawałek klatki piersiowej. Matt zmarszczył brwi, gdy poczuł kolejne
charakterystyczne ssanie.
- Czy ty mi
robisz malinki? – spytał zmieszany. Miał pić jego krew, a nie się wygłupiać.
- Tak – Marcel
przerwał na chwilę swoje zajęcie i uniósł się na tyle, by spojrzeć chłopakowi w
twarz. – Nie mogę znieść widoku tych starych.
Matt dopiero
teraz przypomniał sobie o malinkach zrobionych przez… przez tego chłopaka w
klubie. Już nawet nie pamiętał jego imienia. Wydawało mu się jakby zdarzyło się
to sto lat temu, a nie zaledwie wczoraj.
- Przestań,
będę wyglądać jakby mnie ktoś pobił – Matt westchnął. Wczoraj nie przywiązywał do
tego wagi, ale nie przepadał za tego typu oznaczaniem.
- Teraz
przynajmniej wiem, że moich jest więcej. Nawet przykryłem tamte swoimi – Marcel
wyglądał na bardzo dumnego, więc Matt już nic nie mówił na ten temat. I tak
chyba skończył z szyją, gdyż zaraz pochylił się i pochwycił usta Matta do
pocałunku. Chłopak nie protestował, tylko przymknął oczy. Po tym jak prawie
dostał zawału na myśl o ugryzieniu dobrze było się zrelaksować, a całowanie
Marcela nadawało się do tego doskonale. Oplótł jego szyję ramionami i
przyciągnął bliżej, pogłębiając pocałunek. Jednak od razu oddał dominację
Marcelowi, gdy ten tylko wsunął język do jego ust. Nie zamierzał o to walczyć.
Poza tym, po ekscesach w piwnicy dobrze było komuś ulec i oddać się. Już
zapomniał nawet o nachalnym zachowaniu Marcela zaledwie kilka minut temu, na
biurku. Teraz przyciągał go bliżej siebie, całując zapamiętale, co chyba nie
spodobało się Marcelowi, bo oderwał się od niego z krzywym uśmiechem.
- Chwila, mój
ty demonie. Niewygodnie mi – zszedł znad niego, jednak szybko rozsunął jego
nogi i, tak jak wcześniej na biurku, również teraz wsunął się między nie.
Mattowi to
jednak tym razem nie przeszkadzało w żadnym wypadku. Rozchylił nawet bardziej
uda, żeby wampir mógł być bliżej i wychylił się, by go pocałować. Marcelowi ewidentnie
się to spodobało i już po chwili byli spleceni jak wcześniej. Matt obejmował
szyję blondyna ramionami, a ten trzymał jedną dłoń obok głowy Matta, a drugą
sunął po jego policzku, szczęce, szyi, obojczyku, ramieniu, boku, biodrze,
udzie i z powrotem. Chłopakowi było tak dobrze, że na nic nie protestował, choć
raz musiał zdjąć dłoń Marcela z tyłka, gdy za długo tam leżała. Podciągnął nogi
i ugiął je w kolanach, dzięki temu Marcel mógł wygodniej przyklęknąć. Matt nie
był pewien ile tak się całowali, ale po pewnym czasie wampir zszedł pocałunkami
na szyję, sunąc po niej mokrym językiem. Matt westchnął głęboko i zmrużył oczy.
Przesunął dłońmi po plecach i bokach Marcela, wyczuwając dokładnie jego mięśnie
poprzez materiał bluzki. Już chciał wsunąć palce pod niego, gdy nagle poczuł
lekkie kłucie na szyi.
Westchnął głęboko,
a jego serce znów zaczęło mocno bić. A więc to ten moment Marcel wybrał na
zagłębienie w nim swoich kłów. Przebijanie nimi skóry nie bolało bardziej od
ukłucia igłą, więc Matt nawet nie zwrócił uwagi na tak nikły ból. Zrobiło mu
się błogo i trochę sennie. Serce powoli się uspokajało, ale jednocześnie opadły
mu ręce z ciała wampira. W tym samym czasie Marcel odsunął się od jego szyi i
oblizał zakrwawione usta. Spojrzał na chłopaka, a Matt zobaczył w jego oczach
pożądanie. Gdyby był w pełni sił, może by się wystraszył, ale teraz uśmiechnął
się i przeczesał długie włosy wampira palcami.
- Dobra? –
spytał uśmiechnięty.
- Nawet nie
wiesz jak bardzo – Marcel przymknął oczy i przesunął dłonią po jego udzie,
zatrzymując ją na pośladku. Matt nawet nie miał ani siły, ani ochoty
protestować. Nie czuł się wykończony, ale wyraźnie odczuwał ubytek krwi.
- To dobrze –
mruknął i przygryzł wargę, nie wiedząc co powiedzieć. Marcel jednak nie
oczekiwał chyba od niego rozmowy, gdyż podciągnął jego koszulkę i zaraz ją z
niego ściągnął. Pochylił się i zaczął obcałowywać jego pierś. Matt wygiął się
lekko i zrozumiał, że jego zadowolenie z ostatnich kilku chwil pozostawiło
dosyć wyraźny ślad w jego spodniach. Zmieszał się i chciał podciągnąć Marcela w
górę, by ten się nie zorientował. W końcu nie chciał robić dziś z nim więcej,
niż zamierzał. Już i tak posunęli się dalej, niż kiedykolwiek.
- M-marcel? –
przełknął ślinę, patrząc na czubek głowy blondyna. Ten podniósł na niego wzrok.
- Tak?
- Już dość –
mruknął, choć musiał wysilić całą swoją wolę. Nie chciał tego przerywać, ale
lepiej teraz, niż później, gdy już do czegoś dojdzie.
- Nie podoba
ci się? – Marcel wydawał się zawiedziony. Chłopak nie mógł stwierdzić, czy to
prawda, czy tylko udaje.
- Podoba, ale…
Nie możemy… - Matt nie wiedział co powiedzieć.
- Ależ
oczywiście, że możemy. Kto nam zabroni? – Marcel uśmiechnął się do niego
uspokajająco i wrócił do całowania jego mostku.
- Marcel –
powiedział ostrzej. – Ja nie mogę. Przestań – jego protesty utonęły w
przeciągłym jęku jaki wydał, gdy blondyn polizał i zaczął ssać jego sutka.
Wplótł palce w jego włosy z zamiarem odciągnięcia jego głowy od swojego ciała,
ale nie umiał się na to zdobyć. Rozpływał się cały. Marcel w tym czasie
przeniósł się na drugiego, poprzedniego drażniąc palcami. Matt oblizał usta i
rozchylił je. Wampir powoli sunął wargami w dół, poprzez jego wystające żebra,
do brzucha. Matt wciągnął go instynktownie i zacisnął dłoń na włosach wampira,
a gdy poczuł język w swoim pępku westchnął cicho. Nie mógł się powstrzymać, to
było bardzo przyjemne. Już prawie zapomniał o swoim problemie w spodniach,
kiedy Marcel zsunął się jeszcze niżej i zaczął odpinać jego pasek. Wtedy Matt
oprzytomniał.
- Marcel, nie
– pociągnął go spanikowany do góry za włosy. Chyba zrobił to odrobinę za szybko
lub mocno, bo blondyn skrzywił się.
- Co się
stało? – Mężczyzna popatrzył mu w oczy, nie rozumiejąc jego protestu. Gdy
zobaczył w nich strach uśmiechnął się lekko. – Ależ Matt, nie ma co się bać.
Przecież nie zrobiłbym czegoś, czego byś nie chciał – dotknął delikatnie jego
policzka. Gdy dostrzegł jaki jest czerwony, zmarszczył brwi. – Wstydzisz się?
Mnie?
Matt w końcu
opuścił wzrok i niezdarnie próbował ukryć wypukłość w spodniach. Że też musiał
ubrać takie ciasne! Marcel wyglądał przez chwilę na zdziwionego, po czym
zaśmiał się.
- Jesteś tak
cholernie słodki, że wziąłbym cię mimo twych protestów, tu i teraz. Nie musisz
się wstydzić przede mną swojego podniecenia. To mi naprawdę schlebia –
uśmiechał się do niego, ale Matt nie był w stanie spojrzeć mu w twarz. Czuł jak
jego własna płonie. Taki wstyd! – No już… Jeśli polepszy ci to humor to wiedz,
że jestem w takiej samej sytuacji.
Mattowi wcale
to humoru nie poprawiło, wręcz przeciwnie. Zmieszał się jeszcze bardziej. Ich
rozporki dzieliło przecież zaledwie kilka centymetrów. Nagle poczuł dłonie
Marcela ponownie na swoim pasku. Spojrzał na niego ze strachem.
- No cii,
zaraz będzie ci cudownie – blondyn pochylił się i znów pocałował usta Matta.
Muskał je tylko, dopóki brunet ich nie rozchylił. Wykorzystał wtedy okazję i
zaraz szybko pogłębił pocałunek, rozpinając jego rozporek. Matt złapał go za
nadgarstek i odwrócił głowę.
- N-nie. Nie
mam ochoty – oczywiście, że Matt miał wielką ochotę, ale nie chciał, by Marcel
go tam dotykał. Nie chciał, by ktokolwiek go tam dotykał.
- Zaufaj mi.
Dobra? – Marcel spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się przyjaźnie. Po dzikim
pożądaniu, które widział wcześniej Matt w jego oczach, nie było śladu. To go
odrobinę uspokoiło.
- Dobra.
Najwyżej później odrąbię ci głowę – Matt westchnął i powoli puścił jego
nadgarstek. Chwycił go jednak pod brodę nie pozwalając odwrócić od siebie
wzroku. – Ale nie patrz. Zamknij oczy i mnie pocałuj.
Marcel wykonał
polecenie z szerokim uśmiechem na ustach. Całował go z werwą, a dłońmi powoli
zsunął z niego spodnie i bieliznę dla wygody. Matt westchnął cicho czując, jak
jego członek znalazł się na zewnątrz i jak stoi wyprostowany niczym żołnierz na
służbie. Dla pewności złapał Marcela za policzki i nie dał mu sposobności, by
choćby rzucił okiem. Wampirowi nie było to chyba jednak potrzebne, bo od razu
wziął penisa Matta w dłoń i zaczął go odpowiednio stymulować. Matt wzdychał
ciężko, ale nie pozwalał, by Marcel odwrócił od niego twarz. Wiedział, że musi
być cały czerwony ze wstydu i podniecenia, ale wolał, by patrzył mu w twarz niż
gdzie indziej. Po chwili nie był już nawet w stanie udawać, że go całuje, gdyż
ciężko łapał powietrze i bał się, że się udusi, gdy będzie próbował. Nadal
jednak nie puszczał twarzy blondyna. Gdy rozchylił powieki napotkał jego wzrok.
Tak intensywny, uśmiechnięty i przepełniony erotyzmem. Westchnął głęboko,
czując, że zaraz dojdzie dzięki sprawnej dłoni Marcela. Nigdy w życiu nie był
tak podniecony. Choć oczywiście nie raz się masturbował, to gdy robił to ktoś
inny, było to zupełnie inne uczucie. Znacznie… intensywniejsze. Wciąż patrzyli
sobie w oczy, gdy Matt przygryzł wargę i próbując nie krzyczeć doszedł w jego
rękę. Wygiął się w łuk i zamknął oczy, rozkoszując się tym uczuciem.
Jednocześnie nadal nie puszczał twarzy Marcela.
Gdy już
doszedł do siebie, dysząc ciężko otworzył oczy i znów napotkał wzrok blondyna.
Tym razem wampir uśmiechnął się wesoło do niego. Cofnął już dłoń, pewnie całą
oblepioną spermą Matta i chłopak teraz leżał tak prawie nagi.
- I było tak
strasznie? – spytał cicho, a Matt poczuł się jak debil. On doznał spełnienia, a
Marcel nadal musiał się męczyć. Nie zamierzał jednak zamieniać się już dzisiaj
rolami.
Zdjął jedną
dłoń z twarzy blondyna i sięgnął w dół, by schować swojego członka i podciągnąć
spodnie. Nie udało mu się to jedną ręką, więc musiał dołożyć drugą. Na
szczęście szybko się z tym uwinął, a Marcel ani razu nie odwrócił wzroku od
jego twarzy. Jednak gdy unosił biodra, by podciągnąć spodnie otarł się o krocze
blondyna swoim. Marcel tylko zmrużył oczy, ale podniósł się i usiadł obok.
- Nie było –
Matt spojrzał sugestywnie na jego spodnie, lecz zaraz potem przeniósł wzrok z
powrotem na jego twarz. – Co zamierzasz… - odkaszlnął – Co zamierzasz z tym
zrobić?
- A jak
sądzisz? – Marcel uśmiechnął się szeroko. – Chcesz mi pomóc?
- N-nie. To
znaczy… Ja pójdę się chyba umyć – Matt wstał szybko z łóżka i skierował się do
łazienki, po raz kolejny tego dnia. Przy drzwiach odwrócił się i rzucił szybko,
zanim zdążył się rozmyślić: - Nie musisz się śpieszyć.
I zniknął za
drzwiami, które szybko zamknął. Oddychał głęboko. Jak to się działo, że
zachowywał się jak głupek lub cnotka niewydymka, jeśli chodziło o intymne
sprawy? Nie miał problemu z niczym innym, nic go tak nie zawstydzało jak "to".
Ale po prostu nie potrafił być bardziej pewny siebie. A szczególnie przy
Marcelu, który zawsze zachowywał się... cóż, tak jak się zachowywał. Znał i
wykorzystywał swoje ciało jak chciał. Matt tego nie potrafił. Pewnie dlatego,
że nie uważał się za wyjątkowo pociągającego. Nie miał pojęcia jak może się
komuś podobać. Nadal miał wrażenie, że
Marcel tylko się z niego nabija, a kiedy Matt się zaangażuje stwierdzi
"żartowałem". Głównie z tego powodu nie dopuszczał go do siebie za
blisko. A przynajmniej do tej chwili. Matt westchnął w duchu i spojrzał w
lustro.
- Kurwa -
skrzywił się, widząc swoją twarz, a gdy to zrobił poczuł się jeszcze gorzej.
Był cały czerwony, włosy zlepiły mu się na czole i wyglądał po prostu
tragicznie. Marcel zdjął mu wcześniej koszulkę, więc dokładnie mógł widzieć
również wszystkie ślady jakie na nim zostawił wampir. Te czerwone odznaczały
się bardzo na jego białej skórze, a te mokre jeszcze nie wyschły. Na domiar
złego, na jego brzuchu zalegała jednoznacznie wyglądająca substancja. Nie
zauważył ani nie poczuł jej wcześniej, miał tylko nadzieję, że wampir też nie
zwrócił na to uwagi. Mimo, że przed chwilą się kąpał musiał to zrobić ponownie.
Zdjął spodnie i szybko wskoczył pod prysznic.
Kilka minut
później wyszedł z łazienki, znów w ręczniku na biodrach. Nie zamierzał ubierać
się w tamte ubrania. W sumie nie był pewien czy jest w ogóle sens ubierania
się, jako, że był już wieczór. Nie chciało mu się jednak spać, więc pewnie i
tak przez najbliższe godziny nie zaśnie. Tym bardziej, że cały praktycznie
dzień spędził w piwnicy, co było równomierne pobytowi w jakimś spa.
Gdy wszedł do
pokoju, Marcel siedział spokojnie na jego łóżku, a cała pościel leżała na
podłodze.
- Co...? -Matt
był zaskoczony. Nie zdążył jednak dokończyć swej myśli, bo Marcel mu przerwał.
- Trzeba ją
wyprać, trochę się ubrudziła.
Brunet patrzył
na niego niezrozumiale, po czym parsknął śmiechem. Widocznie Marcel zdążył sie
uwinąć, gdy on był w łazience. A teraz jego pościel była taka brudna, że trzeba
było ją uprać. W sumie dobrze, że o tym pomyślał, bo Matt nie wpadłby na tak
genialny pomysł. Nigdy nie przywiązywał wielkiej uwagi do porządku. Chociaż
gdyby miał spać w takiej pościeli... Matt aż zadrżał. Podszedł do szafy i
wyciągnął kolejne ubrania tego dnia.
- Nie musisz
się ubierać, mi to nie przeszkadza - Marcel zmrużył oczy, patrząc na niego.
- Muszę, bo
wychodzimy.
- Wychodzimy?
- wampir wydawał się zaskoczony. - A
niby gdzie?
- Nie wiem -
wzruszył ramionami, szukając odpowiedniej koszulki. Znalazł w końcu czarną, jak
zwykle, ale tym razem nie rozciągniętą. Nie zrobił tego specjalnie, pierwsza
rzuciła mu się w ręce. - Nie mam zamiaru siedzieć w domu.
- Wyciągasz
mnie na romantyczną kolację? - Marcel zamruczał, patrząc jak Matt wciąga
koszulkę przez głowę.
Brunet
prychnął.
- Miałem na
myśli nie tylko nas.
Marcel wydawał
sie rozczarowany. Matt za to uśmiechnął się pod nosem. Jak nie będą sami, to
nie będzie takiego napięcia między nimi.
- Kogo jeszcze
chcesz zabrać? - blondyn westchnął głęboko. Po jego tonie Matt wnioskował, że
wcale go to nie interesowało.
Po kilku
chwilach chłopak stał już całkowicie ubrany, czarna koszulka trochę opinała
jego klatkę piersiową, dość mizerną
swoją drogą. W porównaniu z Marcelem, którego mięśnie seksownie rysowały się
pod koszulką, wyglądał jak niedorobione dziecko. Dżinsy podkreślające jego
chude nogi nie dodawały mu seksapilu, ale się tym wcale nie przejmował. Stanął
nad Marcelem, wciąż rozłożonym na łóżku i oparł dłonie na biodrach.
- Michaela i
Charlesa. W końcu mamy współpracować, a od miesięcy się nie widzieliśmy.
- A właśnie,
co do widzenia- Marcel złapał Matta za nadgarstek i pociągnął do siebie. Brunet
nic nie mógł poradzić i pochylił się nad wampirem. - Znaleźliście już dla nas
odpowiednie lokum do zamieszkania?
Matt wyrwał
nadgarstek z uścisku i wyprostował się.
- Cóż, jeszcze
nie. Ale na pewno Lord szuka, a on zawsze znajduje to czego chce. A teraz
chodź, poinformujemy ich, że idziemy.
Marcel wstał
niezadowolony. Pewnie wolałby nadal wylegiwać się w łóżku Matta, ale na to
brunet nie mógł pozwolić. W końcu niech się za bardzo nie przyzwyczaja. Wyszli
z pokoju i Matt uświadomił sobie, że nie ma pojęcia gdzie mogliby być
mężczyźni. W końcu sama rezydencja była ogromna, a oni nie musieli w niej
tkwić. Marcel zauważył jego wahanie i uśmiechnął się pod nosem.
- To może
pójdziemy jednak sami?
- Nie - Matt
był zdeterminowany by znaleźć mężczyzn. Ruszył przed siebie, kierując się do
kuchni. Nie sądził, że wampiry czują
normalny, ludzki głód, ale nie wiedział gdzie indziej mogą przebywać.
Marcel
westchnął i sięgnął do kieszeni. Gdy wyjął z niej telefon, Matt spojrzał na
niego, wysoko unosząc brwi.
- Serio?
Zadzwonisz do nich? -Nie wiedział w sumie dlaczego był zaskoczony, chyba podejrzewał, że wampiry komunikują się
tylko poprzez listy. Ewentualnie
telegramy.
- A po co mamy
biegać na ślepo i ich szukać? Niech sami do nas przyjdą - Marcel wzruszył
ramionami i szybko wystukał numer. Po zaledwie paru chwilach ktoś odebrał i
Marcel zaczął z nim rozmawiać. - Gdzie jesteś? Taa. Z Michaelem? Co wy robicie?
Ach... - blondyn zaśmiał się do słuchawki po czym rozłączył.
- No i? - Matt
stał przez chwilę, czekając aż wampir coś powie. Nie doczekał się.
- A, no tak -
Marcel przeczesał swe długie włosy, zawijając jedno pasmo na palec. Matt
spojrzał na niego zniecierpliwiony. - Będziemy im przeszkadzać.
Brunet nie
wiedział co powiedzieć. Nie podejrzewał dwóch pozostałych wampirów o takie
skłonności. Nie spodziewał się tego i był delikatnie zaskoczony.
- Czy oni...
kiedy skończą? - Matt odchrząknął. Nie wiedział jak zareagować.
- Nie mam
pojęcia, może im to zająć nawet cały dzień. A nawet przeciągać na noc.
Matt otworzył
usta. Cały dzień?!
- Aha... -
chłopak podrapał się po głowie.
- Ale możemy
im przerwać, oczywiście. - Marcel uśmiechnął się do Matta i ruszył korytarzem.
Matt poszedł
za nim, ale nie był przekonany do jakiegokolwiek wtrącania się w ich sprawy. A
szczególnie takie sprawy.
- Może to nie
jest dobry pomysł...
- To jest
świetny pomysł, nie chcesz chyba żeby się pozabijali.
-
Pozabijali? - Matt zmarszczył brwi. Nie
był ekspertem, ale zabijanie się podczas tego nie było normalne.
- Znając życie
Charles nie będzie chciał zrezygnować. A sądzę, że Michael również nie jest
uległym typem.
Matt przygryzł
wargę. A więc o to chodziło... Ale jeśli tak, to skąd w ogóle wpadli na pomysł
by to zaczynać? Skoro żaden nie chciał ulec, to raczej nigdy nie dojdą do
porozumienia i tego nie zrobią. A jeśli jednak do tego dojdzie to jeden będzie
niezadowolony. Cóż, chyba nigdy nie zrozumie tych wampirów.
Doszli do
pokoju, w którym Matt swego czasu nakłaniał Charlesa i Marcela do przyłączenia
się do nich. Gdy Marcel otworzył drzwi, Matt chciał zamknąć oczy, bojąc sie co
może zobaczyć. Jednak gdy już drzwi stanęły przed nimi otworem, chłopak zmarszczył brwi. W jednym fotelu
siedział Michael, a w drugim Charles. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie to,
że na przeciwko na kanapie siedziała Vivian, a dwaj mężczyźni mierzyli się
złowrogimi spojrzeniami.
Buuu, miałam nadzieję, że dojdzie do czegoś więcej! Ja chcę więcej i to natychmiast xd
OdpowiedzUsuńProszę mi się nie obijać i pisać następny rozdział, bo naprawdę nie widać, że nie masz weny. W ogóle to wolałabym, żeby spędzali czas tylko ze sobą, a nie zapraszali do siebie jeszcze inne wampiry, ale cóż... Jakoś się muszę z tym pogodzić. Poza tym końcówka całkiem przewrotna i jestem ciekawa jak to się zakończy ;p
Dużo weny :)
Nie wiem czy już u Ciebie coś komentowałam, ale chyba niet. Kocham ten rozdział! Jasne, było kilka błędów, szczególnie w interpunkcji ("Znając życie (,) Charles nie będzie chciał zrezygnować", "Dżinsy (,) podkreślające jego chude nogi (,) nie dodawały mu seksapilu..."). Przecinki w nawiasach to te, których zabrakło. Chociaż nie powinnam Cię poprawiać, bo ja stawiam przecinki na wyczucie (często źle). U innych widzę błędy, ale sama nie umiem siebie poprawić :/ Co nie zmienia faktu, że rozdział świetny i nie mogłam się doczekać ^^ Gratuluję pomysłu i życzę duuużo weny i wolnego czasu :)
OdpowiedzUsuńDark Night
Witam,
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz jak ja się cieszę z nowego rozdziału, ochohoho Matt taki wstydliwy, Marcel nie przeszedł od razu do rzeczy tylko najpierw sprawił mu przyjemność....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia