Lord patrzy na Matta zza swojego bogato zdobionego biurka. Jak zwykle ma
w oczach mieszaninę dziadkowej czułości oraz twardości szefa. Jest to ciekawa
kombinacja, z którą patrzy tylko na jedną osobę.
- Rozumiem – Matt wygląda, jakby było mu niedobrze. Ma zaledwie
trzynaście lat i za chwilę ma wykonać swoje najtrudniejsze zadanie. Nigdy
wcześniej nie był w takim położeniu, ale wiedział, że kiedyś musi się to
zdarzyć. Nie sądził jednak, że tak szybko. Ani, że będzie to takie okropne
uczucie, zaciskające się na jego wnętrznościach. Nie chce okazywać słabości,
jednak nienaturalna bladość i nietęga mina zdradza wszystko. Lord uśmiecha się
do niego pocieszająco.
- Nie będziesz tam sam, Matt. W każdej chwili możesz wyjść – Lord przemawia
łagodnie i uspokajająco, jednak Matt wie co się kryje za tymi słowami. Jeśli
wyjdzie przed czasem to nikt w organizacji nie da mu żyć, wszyscy będą się z
niego śmiali, a Lord straci do niego szacunek. A na to nie może pozwolić.
Odwzajemnia więc uśmiech i podnosi się powoli z zajmowanego krzesła. Czuje jak
kręci mu się w głowie, ale musi się przemóc i wykonać zadanie najlepiej jak
potrafi.
- Oczywiście – Gdy Matt jest już przy drzwiach, waha się i ostatniej
chwili rzuca przez ramię: - Nie zawiodę cię.
Po kilku godzinach drzwi do gabinetu otwierają się. Stoi w nich Matt,
jeszcze bledszy niż rano, z fioletowymi sińcami pod oczami; jest cały ubabrany
krwią. Krew ma na całej twarzy, szyi, na rękach. Ubranie również jest w niej
całe. Lord podnosi na niego oczy i uśmiecha się nieznacznie. Tak, Matt spisał
się doskonale. Już mu powiedziano, że na początku był przerażony, lecz później
pokonał swój strach i wszystko przebiegło jak należało. Jest tylko jedna rzecz,
która niepokoi Lorda. Mattowi, po pokonaniu swych wewnętrznych barier, za
bardzo się to wszystko spodobało. Doniesiono mu, że Matt w trakcie zadania był
jak obłąkany, nic do niego nie docierało. Teraz Lord widzi dokładnie
błyszczące, mimo zmęczenia oczy, te iskierki zachwytu, błąkające się po nich.
Twarz, mimo że chorobliwie blada, to z wyraźnym wyrazem zadowolenia. Lord nie
wie jak o tym myśleć, ale postanawia się tym nie przejmować za bardzo. W końcu
Matt jest bardzo młody, wszystko co nowe wydaje mu się ciekawe.
Matt tymczasem krzyczy w duchu. To było takie ekscytujące! Nigdy w życiu
nie przeżył czegoś takiego. Dzisiejsze doświadczenie zmieniło go diametralnie.
Na samą myśl o tym, aż pieje z radości. Nie może się doczekać kolejnego takiego
zadania. Podszedł do tego sceptycznie, na początku był przerażony samą myślą o
tym. Teraz jednak jest zachwycony, zalany całą gamą pozytywnych emocji. Aż
promienieje z tego wszystkiego. Jedno małe zadanie sprawiło mu tyle radości,
jak nic nigdy. Musiał przyjść do gabinetu Lorda, bo mu kazano. Teraz Lord
przygląda mu się z uśmiechem i tajemniczą miną. Matt nie umie kryć zachwytu,
więc się nawet nie stara. W końcu Lord sam mu kazał to zrobić. Nie może mieć
pretensji, że mu się to spodobało. Po paru minutach, Lord nakazuje mu wyjście i
umycie się. Matt dopiero w łazience, patrząc w lustro, orientuje się, że jest
cały we krwi. Uśmiecha się. Nic dziwnego, po tym wszystkim.
Wychodząc z łazienki Matt nadal jest zachwycony, lecz po spłukaniu całej
krwi, którą miał na sobie, nie jest już pewien czemu dokładnie. Dopiero, gdy
spotyka się z Mikiem przypomina sobie z dokładnością.
- To było niesamowite – mówi, gdy przyjaciel już siedzi obok niego na
kanapie w salonie. – Czułem się, jakbym mógł zrobić wszystko. Byłem
najważniejszy, mogłem wszystko. Co chciałem, to robiłem. Mike, nawet nie
wyobrażasz sobie jakie to jest cudowne uczucie. Ekscytujące. Zniewalające.
Dosłownie zwala z nóg. Jak wchodziłem, trzęsłem się jak osika. Później
myślałem, że zwymiotuję. Wszystko - zapach, widok, dotyk - sprawiało, że miałem
ochotę wybiec stamtąd i już nigdy nie wracać. Jednak gdy zaczęli… Nie mogłem
oderwać wzroku. To, co słyszałem brzmiało dla mnie jak najcudowniejsza muzyka
świata. To, co czułem… Tego nie da się opisać, Mike. To trzeba przeżyć. Jeszcze
później przekazali mi pałeczkę i mogłem robić co chciałem. Wiesz, to było takie
uczucie jakbym latał. Mogłem robić wszystko i robiłem wszystko. Wtedy czas nie
miał znaczenia, wszystko straciło ostrość. Jedynym jasnym punktem we
wszechświecie wydawało mi się tylko to, co robiłem. Ci ludzie, którzy byli ze
mną mnie nie obchodzili, liczyłem się tylko ja i to, co mogę zrobić. Gdy już
skończyliśmy i wyszliśmy stamtąd wszystko nabrało kolorów. Wszystko, co kiedyś wydawało
się szare miało milion barw. Każdy dźwięk, którego wcześniej nie słyszałem
krzyczał w moich uszach. To wrażenia nie do opisania. – Matt otwiera oczy.
Nawet nie skojarzył kiedy je zamknął, gdy opowiadał przyjacielowi dzisiejsze
zadanie. Spogląda teraz na niego. Mike ma wybałuszone oczy, lecz nic nie mówi.
Słucha go, choć widocznie nie wie o czym Matt mówi. Jednak Matt jeszcze nie
skończył. Uśmiecha się szeroko i dodaje: - I właśnie to wszystko zapewnia
torturowanie żywego, krzyczącego człowieka. To najcudowniejsze uczucie na
świecie.
***
Matt po raz kolejny tego dnia dał się zaskoczyć. Nie takiego widoku się
spodziewał. Oczekiwał… wszystkiego, tylko nie tego. Nie miał pewności, czy
powinien się śmiać, płakać czy zwyzywać Michaela. Powoli odwrócił się w stronę
wampira i uniósł brew.
- Co to ma być? – spytał z podejrzliwością.
- Prezent – odparł Michael wesoło. Jakby właśnie dał Mattowi kotka.
- No widzę przecież, nawet jest wstążką obwiązany– chłopak był
rozbawiony całą tą sytuacją. Uznał, że może Michael nie będzie jego najgorszym
wrogiem do końca życia, mimo zabójstwa Mike’a. W końcu żałował i dał mu prezent
na przeprosiny, prawda? Przecież wypadki w ich pracy się zdarzały, Mike i Matt
zdawali sobie z tego sprawę, gdy decydowali się na takie życie. Teraz, gdy
emocje już nie były tak świeże, dużo łatwiej mu było na to spojrzeć z dystansu.
A w swoim życiu stracił już i tak wiele ważnych dla niego osób, że zdążył się
już do tego przyzwyczaić.
- Zostawię cię samego, sam na sam z prezentem. Zrób z nim co chcesz,
potem wróć na górę – Michael przeczesał włosy Matta i wyszedł z pomieszczenia,
zamykając za sobą drzwi.
Matt wpatrywał się przez chwilę w drzwi, po czym odwrócił się do swego
prezentu i uśmiechnął szeroko.
Dziś strasznie krótko, ale nic nie mam na swoje usprawiedliwienie. No i mam przykrą wiadomość - rozdziały "na zapas" mi się skończyły :(
Co ten Matt taki sprzedajny? Dostał prezent i już "a może jednak nie jest taki zły", tego to ja się w ogóle po nim nie spodziewałam. Faktycznie króciutko, ból z rozdziałami "na zapas" też rozumiem, co widać po częstotliwości w jakiej dodaje rozdziały ;p No ale nic, dużo weny :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńciekawe co to za prezent, albo raczej kto jest prezentem, wspaniały ten początek takie wspomnienie o pierwszej misji, przesłuchaniu, dobre
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia