poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 5

5 komentarzy:
Czas jest taki dziwny. Gdy chcemy by leciał wolniej pędzi jak szalony, a jak chcemy by w końcu coś się skończyło jak na złość trwa to okropnie długo. Nigdy nie zatrzymamy czasu, a tak bardzo byśmy chcieli. Można zabijać czas na różne sposoby, ale wskrzesić się go nie da. Czas biegnie nieubłaganie. Każdy dorasta, starzeje się i umiera. Ale są od tego odstępstwa. Właśnie jeden z nich siedział teraz na dywanie przed chłopcem pod wpływem czasu.
- Pocałuj mnie – powiedział Marcel po prostu. Matt spojrzał na niego i zamrugał kilkakrotnie. Odwrócił wzrok. Pewnie na trzeźwo wyśmiałby wampira po czym poszedł do siebie, lecz teraz zaczął się zastanawiać czy nie spełnić jego żądania. Po chwili westchnął i znów spojrzał na Marcela. Ten patrzył na niego czekając z lekkim uśmiechem na twarzy, który wydawał się taki... szyderczy.
Brunet odgonił od siebie takie myśli i przybliżył się do niego. Było o wiele lepiej gdy to blondyn zaczynał i stawiał pierwszy krok. A teraz nie raczył mu pomóc, przysunąć się. Przeklęta pijawka. Matt syknął cicho i na czworaka podszedł bliżej Marcela. Usiadł przed nim na kolanach i wpił się szybko w jego usta. Marcel od razu je lekko rozchylił, by Matt mógł włożyć do nich język. Skurczybyk, swój trzymał za zębami. Brunet nie bawił się w jakąkolwiek delikatność, czy czułość.
I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, poczuł coś. Nie wiedział dokładnie co to było. Ciepło Marcela, jego dłoń na swoim policzku, czy jego język pieszczący jego podniebienie? Nie wiedział, ale czuł. To był jak grom z jasnego nieba, objawienie. Pocałunek nagle stał się delikatny, subtelny, czuły. Matt zamknął oczy i rozkoszował się smakiem ust blondyna teraz smakujących piwem i wódką, którą przed chwilą pił.
Całowali się tak bardzo długo. A może tylko chwilę? Matt nie wiedział. W tej chwili nie obchodziło go nic. Żadne odgłosy do niego nie docierały, oprócz bicia własnego serca i szumienia krwi w żyłach.
Wreszcie Marcel się od niego oderwał i wszystko dopadło go ze zdwojoną mocą. Zakręciło mu się w głowie i byłby przewrócił się do tyłu gdyby nie dłonie Marcela, które skutecznie mu to uniemożliwiły.
Matt się zarumienił i wrócił na swoje miejsce. Marcel uśmiechał się do niego tylko. Czyli on nic nie poczuł, pomyślał Matt, jakoś dziwnie… zawiedziony? Tak, to było chyba właściwe określenie tego co czuł. Blondyn nalał kolejną kolejkę do kieliszków. Wylali już sporą kałużę wódki na podłogę, ale jakoś żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Wampir podał kieliszek brunetowi, a gdy ich palce się zetknęły, Matt omal nie wypuścił kieliszka z ręki.
- Wiesz co… Wyglądasz nieziemsko, gdy jesteś pijany. Mam taką ochotę rzucić się na ciebie i długo nie puszczać.
Matt szybko wypił alkohol, który został mu nalany. Nie lubił słuchać tego typu pochlebstw. Nigdy nie wiedział co powiedzieć. „Dzięki”? „Ty też”? „Spoko, bierz mnie”? Potrząsnął głową, a gdy spojrzał przed siebie ujrzał tuż przed nosem twarz Marcela. Ten powoli podniósł się i wyciągnął do niego ręce. Matt skorzystał z pomocy. Chyba trochę za dużo wypił, a nigdy nie miał dobrej głowy. Marcel posadził go na łóżku sam stając przed nim.
Teraz Matt postrzegał go inaczej. Dostrzegł jego szczupłe i kształtne ciało, widoczne mięśnie, ładnie wykrojone usta, zielone kocie oczy, długie do ramion blond włosy i bladą cerę bez skazy. I nie widział w nim tylko wampira, przyszłego sprzymierzeńca, ale też... mężczyznę, który mógł się podobać.
Teraz ten nowo odkryty mężczyzna usiadł koło niego i pogładził go jedną dłonią po kolanie, a drugą po policzku. Przysuwał powoli swoją twarz do twarzy Matta i powoli przymykał oczy. Brunet tak zachwycony widokiem jego pięknych rysów twarzy zapomniał nawet jak ma na imię. Gdy w końcu ich usta, po długim czasie, się złączyły rozpoczął się drugi tak wspaniały pocałunek. Nie odrywali się od siebie nawet żeby zaczerpnąć powietrza, co nie było potrzebne Marcelowi. W końcu już był trupem. Matt musiał oddychać nosem.
Dłoń blondyna przesuwała się powoli ku górze i gdy dojeżdżała do biodra chłopaka zsuwała się znowu. Brunetowi było tak dobrze, że nie zauważył nawet, że wampir już nie całuje jego ust tylko obojczyk. Westchnął cicho, a Marcel robił mu już drugą malinkę. Matt przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu tym samym dając miejsce do popisu dla blondyna. Ten zaczął zdejmować z niego bluzę, później włożył rękę pod jego bluzkę i przejechał nią po jego piersi. Matt niekontrolowanie westchnął trochę głośniej. Blondyn zachęcony dźwiękami wydostającymi się z gardła Matta zjechał ręką na jego pasek od spodni i odpiął go. Matt nie przejmował się tym, choć gdyby był trzeźwy wpieprzył by temu wampirowi żeby tak, że pewnie do rana bolałyby go ręce.
W tej właśnie chwili, gdy już Marcel miał ściągnąć z niego rozpięte spodnie drzwi do pokoju trzasnęły o ścianę i w drzwiach stanęła Vivian z Charlesem. Całowali się i nie zwracali uwagi na otoczenie. Marcel zaprzestał swoich czynów i spojrzał na nich z furią w oczach.
- Możecie mi, kurwa, powiedzieć czemu tu wchodzicie bez pukania?! - wydarł się na nich. Ci oderwali się od siebie i spojrzeli na dwóch chłopaków, leżących na łóżku w dość dziwnej pozycji.
- No cóż... - odezwał się Charles - to chyba mój pokój?
Widać było, że Marcel się załamał ułomnością swego towarzysza.
- Nie, skarbie. To mój pokój i nie mam ochoty cię w nim widzieć, a teraz bezczelnie przerywasz mi... - syczał i był wyraźnie bardzo niezadowolony. Ale nie dokończył zdania bo dziewczyna chrząknęła.
- Marcel, skarbie - powiedziała. - Niedługo, może jutro, może dziś, Matt mi za to podziękuje, wierz mi. A poza tym nie musisz być aż taki zły. Przecież możecie to zrobić kiedy indziej. A teraz chodźmy do twojego pokoju.
Pociągnęła brązowowłosego wampira za sobą do pokoju na przeciwko. Drzwi od razu się zamknęły i nie widać było, jak obydwoje padli na łóżko. Marcel westchnął i odwrócił się do bruneta, który... spał. Spał w najlepsze.

***********

Wiem, że króciutko, ale obiecuję, że to najkrótszy rozdział i inne będą na pewno dłuższe :3