Lekkie zdziwienie? Dla mnie też, nie planowałam wstawiać rozdziału. Ba, nie planowałam go nawet pisać. Tak wyszło. Akurat w czasie, kiedy mam w sobotę bardzo ważne kolokwium. Jeśli to kogoś interesuje - dostałam się na lekarski, co jednocześnie jest spełnieniem marzeń i pogodzeniem się z faktem ciągłej nauki. Ale dostałam weny, napisałam rozdział, nie za długi, ale myślę, że lepszy rydz niż nic. Postaram się również pisać częściej, chociaż zdaję sobie sprawę jak to wychodzi w praktyce. No nic, ja wracam do nauki, a Was zapraszam do czytania! ;)
Matt odwrócił
się i zobaczył dziwnie znajomą twarz. Ewidentnie koleś go znał, a czy Matt znał
jego? Chłopak zmarszczył brwi w zastanowieniu. O kurwa… To ten chłopak. Jak on
miał na imię? Nie miał pojęcia, przecież to co razem robili przez chwilę stało
się lata świetlne temu... a może jeszcze w tym tygodniu? Matt od tamtego czasu
pogodził się z utratą najlepszego przyjaciela, ba, pogodził się nawet z myślą,
że to był wypadek i pogodził się z winowajcą. Torturował i rozczłonkował
jednego z najgorszych swoich wrogów, miział się z Marcelem, dał mu swoją krew…
Jak to możliwe że poznał tego chłopaka tak niedawno?
- Matt, wtedy
jak wyszedłeś, myślałem że już nigdy się nie spotkamy! – Chłopak ewidentnie był
podniecony ich spotkaniem. Matt nie bardzo. – Nie wiedziałem czy zrobiłem coś
nie tak. Jeśli tak było powiedzieć, ja… Nie chciałem być tak nachalny, wybacz
jeśli byłem.
Blondyn patrzył
na Matta tak ufnie, tak niewinnie, że chłopakowi prawie się mu zrobiło go żal.
Prawie.
- Cztery
najmocniejsze drinki, proszę.
- Drin… że co? –
barman zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. – Matt, ja…
- Jesteś
barmanem, ja klientem, który zamawia drinki. Co tu jest trudnego do
zrozumienia? – Matt uniósł brew patrząc na niego znacząco.
- Myślałem…
- Lepiej nie
myśl – Matt uśmiechnął się lekko. – Słuchaj, byłem pijany, zmęczony i
rozgoryczony. Już nie jestem. Nie potrzebuję twojego towarzystwa częściej niż
przy zamawianiu drinków. Czy to jasne?
Chłopak otworzył
usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale żadne słowo nie wydobyło się mu z ust.
Matt zabębnił palcami o kontuar.
- Drinki.
Najmocniejsze. Cztery – powiedział nadal z lekkim uśmiechem.
Blondyn parzył
jeszcze chwilę na niego, po czym spuścił głowę i zabrał się za przyrządzanie
drinków.
- Wiesz co… - zaczął cicho – Zrobię ci te drinki. To moja
praca. Ale wiedz, że jesteś chujem.
Uśmiech Matta
poszerzył się nieco.
- Wiem.
Gdy dostał już
drinki, zaniósł je do stolika i postawił przed mężczyznami.
- Co tak długo?
– Charles sięgnął od razu pod szklankę i zaczął sączyć płyn. Ale Marcel miał
inne pytanie:
- Matt, kim był
ten blondyn za barem? Znacie się?
- Poznałem go
dzień wcześniej przed otrzymaniem prezentu od Michaela – Matt nie widział sensu
w okłamywaniu go. Barman nic dla niego nie znaczył, a Marcel nie miał go na
wyłączność przecież. Poza tym, widział już malinki i nie przejął się tym.
Michael za to uśmiechnął się na wspomnienie o jego prezencie. Faktycznie, jest
co wspominać.
- Chodź tu –
Marcel wyciągnął ręce, a Matt chętnie usiadł mu na kolanach. Po tym co zrobili
pozostali dwaj nie miał większych oporów. Skoro tamci nie mieli...
Wypili razem
trzy drinki, dobre dziesięć szotów po czym Matt miał już dość, ale wampiry piły
dalej. Chłopak nie liczył już ich kolejnych kolejek. Zaczął się dobrze bawić.
Wychodził na parkiet taneczny, z wampirami albo bez, podrywał dziewczyny, czym
denerwował Marcela, ale potem przysuwał się do niego i zaczynał go całować. Po
prostu dobrze się bawił. Po kilkudziesięciu minutach na parkiecie wrócili na kanapę,
która automatycznie stała się ich, gdy Michael przegonił z niej kilku facetów,
którzy na oko mieli czterdziestkę na karku. Coś tam pyskowali, ale… Michael
widocznie umie być bardzo przekonujący. Usiedli na niej zmęczeni, spoceni,
dyszący. Ale Matt miał uśmiech na pół twarzy i reszta towarzystwa też była
zadowolona.
- Podoba ci się
zabawa? – spytał Marcel powoli przesuwając dłonią po nodze chłopaka. Któremu
absolutnie to nie przeszkadzało.
- Jak
najbardziej. Nieczęsto mam okazję by się tak zabawić – Matt spojrzał w oczy
blondynowi, nadal z szerokim uśmiechem na ustach.
Wampir
przybliżył swoją twarz do niego.
- A masz ochotę
się zabawić jeszcze lepiej?
- Co mi
proponujesz?
Marcel przysnął
się bliżej, pochylił bardziej nad jego szyją i w nią wyszeptał:
- Wiesz…
moglibyśmy wrócić i pójść do mojego pokoju, bym ci pokazał inną formę zabawy…
Matt, po takiej
dawce alkoholu nie myślał zbyt trzeźwo, ale to mu nie przeszkadzało. W gruncie
rzeczy bardzo chciał zbliżyć się bardziej z Marcelem. Przechylił tylko głowę na
bok by dać do niej dostęp mężczyźnie.
Marcel chętnie
to wykorzystał i zaczął całować odsłoniętą część szyi chłopaka, skubał ją,
całował i pieścił na zmianę.
- Wy może sobie
pokój weźcie? – Matt otworzył oczy, które zamknął dla większej przyjemności i
zobaczył przed sobą Charlesa.
- A może do
toalety pójdziemy? – Matt uniósł brew patrząc na przyjaciela. Myślał, że
zrozumie aluzję i choć odrobinę się zawstydzi, ale chyba się przeliczył.
Charles tylko uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową.
- Tak, toalety w
klubach są najlepsze na szybki numerek. Ale wątpię, że mój kochany Marcel byłby
w stanie kochać się z tobą pierwszy raz w takich warunkach.
Marcel, nie
odrywając się od szyi Matta mruknął coś, co chyba było potwierdzeniem słów
drugiego wampira. Matt za to nieco się zmieszał. A to na odwrót miało być,
pomyślał. To Charlesowi miało być głupio!
- Nie martw się,
nadejdzie pora, gdy i tobie nie będzie to przeszkadzać. – Charles zaśmiał się i
zmierzwił włosy chłopaka. – Ale poważnie, może jedźcie do rezydencji jak macie
zamiar się dziś gzić.
Marcel w końcu
oderwał się o szyi chłopaka i zdjął rękę z jego uda.
- On ma rację.
Mam na ciebie wielką ochotę, jedziemy – oblizał usta w tak hipnotyzujący
sposób, że Matta mało obchodziły jego słowa. Zgodził się po prostu i wstał z
kanapy. Michael był na parkiecie i nie zwracał na ich trójkę uwagi.
Marcel machnął
do Charlesa i wyprowadził Matta na zewnątrz. Świeże powietrze pomogło mu rozjaśnić
myśli, ale nadal nie przeszkadzało mu wrócenie z blondynem do rezydencji i
spędzenie z nim czasu. Już tak długo mu odmawiał. Już tak długo odmawiał sobie.
A czemu ma uciekać od przyjemności, skoro ma kogoś, komu na nim zależy i jest
pewny, że nie zrobi nic wbrew jego woli.
Poszli do
samochodu i Marcel usiadł za kierownicą. Dobrze, że wampiry mają niesamowicie
mocne głowy i nie mają promili we krwi, pomyślał Matt. On by nie dał rady
prowadzić w takim stanie, po prostu fizycznie niewykonalne.
Ruszyli, a Matt
poczuł nagłą potrzebę zaczepiania Marcela. Pogładził go po nodze, po czym
przejechał wyżej paznokciami. Marcel spojrzał na niego z uniesioną brwią.
- Czy ty mnie
chcesz rozproszyć?
- Nie, skąd taki
pomysł? – Matt uśmiechnął się do mężczyzny niewinnie jednocześnie przesuwając
dłoń na wewnętrzną stronę jego uda.
- Jak jesteś
taki odważny to spróbuj wyżej – Marcel odwrócił wzrok na drogę, chociaż Matt
dobrze wiedział, że nie musi się tak na tym skupiać, równie dobrze mógłby
spojrzeć raz na jakiś czas. Ale to mu nie przeszkadzało, przynajmniej jak go
zaczepiał to blondyn nie widział jego twarzy. Przesunął więc dłoń wyżej i
przekonał się, że w spodniach blondyna jest już całkiem twardo. Uniósł brew i
spojrzał na jego profil, ale wampir cały czas patrzył na drogę. Choć Matt mógł
przysiąść, że zobaczył jak jego kącik ust lekko drga. Matt usiadł wygodniej
bokiem na siedzeniu i powoli dwoma rękoma zaczął rozpinać rozporek wampira.
Skupił się na części poniżej pasa mężczyzny i to mu pomogło przezwyciężyć wstyd.
W sumie, z drugiej strony dlaczego miałby wstydzić się kogoś, z kim już robił
wiele intymnych rzeczy?
Gdy rozporek
spodni został już rozpięty Matt wsunął dłoń pod materiał. Powoli, nie chciał od
razu dotykać najwrażliwszej części. Poczuł ją przy palcu, twardą i gotową,
jednak wsunął dłoń głębiej i zaczął masować okolice obok. Po chwili jednak
uznał, że nie ma sensu dłużej się bawić w podchody i złapał całą dłonią za
członka blondyna. Ten westchnął tylko i poprawił się na siedzeniu, dając
Mattowi więcej dostępu. Chłopak zagryzł wargę i zaczął poruszać dłonią. Trzymał
go przez materiał bokserek, ale czuł jaki jest twardy i gorący. I duży. Matt
poczuł jak w jego własnych spodniach robi się ciasno, ale nie przejął się tym.
Postanowił wsunąć dłoń pod bieliznę blondyna, więc tak też zrobił. Gdy złapał
za męskość Marcela bezpośrednio, sam westchnął cicho. Nie sądził, że coś
takiego podnieci go aż tak bardzo. Wysunął penisa mężczyzny spod materiału
jednocześnie obniżając niepotrzebne już ubranie nieco w dół. Tym sposobem
zyskał więcej swobody i dostępu. Matt zagryzł ponownie wargę i spojrzał
ukradkiem na Marcela. Ten nadal nie odrywał wzroku od drogi, wyglądał
absolutnie zwyczajnie, wcale jakby nie miał stojącego kutasa wystającego ze
spodni. Matt postanowił zrobić coś, czego jeszcze nie próbował.
Oblizał wargi i
powoli pochylił głowę. Wysunął język i liznął główkę penisa, a Marcel,
widocznie lekko zaskoczony mruknął:
- Och?
Matt uśmiechnął
się pod nosem i wsunął żołądź członka do ust. Nie mógł powiedzieć, że było to
coś odpychającego. Wręcz przeciwnie, czuł wyraźnie, że jego własnemu
przyrodzeniu się to podoba. Zaczął lizać i ssać, a Marcel położył na jego
czarnej czuprynie jedną rękę, którą nadawał rytm jego ruchom. Matt zamknął oczy
i skupił się na swoim języku dookoła penisa Marcela. Ruszał głową w dół i górę,
bardzo chciał sprawić przyjemność wampirowi.
- Mmm… - Marcel
zamruczał i przeczesał palcami włosy bruneta. – Dodaj łapkę – polecił cicho,
ale stanowczo.
Matt bez wahania
chwycił za trzon penisa, tuż pod wargami i przesuwał dłonią w ten sam rytm co
ustami. Po chwili poczuł, że samochód zwalnia i zjeżdża z drogi. Wysunął
członka z ust oblizując go ze swojej śliny i spojrzał na Marcela z pytaniem w
oczach. Ale nie musiał nic mówić, oczy blondyna mówiły same za siebie. Płonął w
nich żar pożądania, nawet Matt, mimo swojego niedoświadczenia nie mógł tego z
niczym pomylić. Kątem oka zarejestrował, że stanęli na nieoświetlonej leśnej
drodze, gdzieś w środku lasu.
Wampir chwycił
bruneta za włosy z tyłu głowy i wpił się w jego usta, odchylając go w tył. Matt
był w bardzo niewygodnej pozycji, więc sprawnie zmienił ją; wskoczył okrakiem
na kolana blondyna. Ten, przy okazji szybko odsunął fotel kierowcy by mieli więcej
miejsca. Całowali się namiętnie przez dobre pięć minut. Marcel zaczął łapczywie
obmacywać ciało chłopaka. Nie przeszkadzało mu to w żadnym stopniu. Po jakimś
nieokreślonym czasie Marcel pocałunkami zszedł na szyję Matta, lizał ją i całował.
Gdy lekko przygryzł delikatną skórę na boku szyi, Matt westchnął i odchylił
głowę w tył.
- Możesz to
zrobić – wyszeptał chłopak, a Marcel nie czekał i wsunął swoje kły w tętnicę.
Szybko substancje z jego śliny dostały się do krwioobiegu bruneta i rozeszły
się po całym ciele, sprawiając, że ten zamknął oczy i otworzył usta w wyrazie
rozkoszy. Gdy Marcel uznał, że wystarczy oblizał ranę i zszedł pocałunkami na
obojczyk chłopaka. Przy okazji zaczął rozpinać rozporek jego spodni. Mattowi w
żadnym wypadku to nie przeszkadzało, jeszcze przed tym wspaniałym doznaniem
jakim jest wbijanie kłów wampira w szyję postanowił, że nie będzie przeszkadzać
mężczyźnie w dawaniu mu przyjemności. Sam nie wiedział, co to spowodowało. Może
chęć przekonania się jak wspaniale może być, albo to Marcel tak na niego
działał magnetycznie. Gdy poczuł jak dłoń Marcela obejmuje jego nabrzmiałego od
podniecenia penisa spiął się lekko.
- Ciii… -
wyszeptał Marcel wprost w jego ucho i polizał je. Zsunął język na jego szyję,
potem znów w górę, na jego szczękę i usta. Znów złączyli się w namiętnym
pocałunku, a dłoń Marcela przesuwała się w górę i w dół. Matt rozluźnił się i
dał się oblać fali przyjemności. Położył dłonie na szyi wampira, gładząc ją i
bawiąc się jego włosami.
Marcel oderwał
się od ust chłopaka i wciąż trzymając twarz blisko jego wyszeptał:
- Chcę cię
całego, teraz.
Matt zadrżał na
te słowa. I to nie z przerażenia, z czystej przyjemności. Położył swoją dłoń na
jego dłoni sprawiając, żeby przestał nią poruszać i spojrzał mu w oczy.
- Ja ciebie też.
Ale nie tu. Jedźmy do domu – ostatnie zdanie wypowiedział wprost w jego ucho,
ocierając się kroczem o niego. Czuł jak członek Marcela drgnął. Uśmiechnął się
do niego i zszedł z jego kolan, siadając na fotelu kierowcy i poprawiając
spodnie.
Marcel nie
czekał na nic, szybkim ruchem poprawił swoje, przysunął fotel i wycofał z
leśnej drogi z piskiem opon.